Trwa ładowanie...
recenzja
20-02-2015 13:54

"SpongeBob: Na suchym lądzie": Kreskówkowi Sping Breakers [RECENZJA]

"SpongeBob: Na suchym lądzie": Kreskówkowi Sping Breakers [RECENZJA]Źródło: East
d3u8v9x
d3u8v9x

Kolejny pełnometrażowy film z gąbczastym indywiduum w roli głównej powinien zadowolić widzów w każdym wieku: najmłodszych będą bawić przysłowiowe gagi o przewróceniu się na skórce od banana; starsi docenią nieograniczoną wyobraźnię fabularną twórców, pure nonsensowy dowcip i bogaty bagaż kulturowy, który dźwiga ze sobą pozornie niewinna kreskówka.

... a zaczyna się od Indiany Jonesa – albo takie możemy mieć przynajmniej wrażenie, kiedy widzimy odzianego w pirackie fatałaszki Antonio Bandersa, próbującego wykraść skarb i pojedynkującego się ze szkieletem. Banderas wyraźnie dobrze czuje się w tej konwencji – szarżuje bez umiaru, ale z klasą; nie irytuje, jak ostatnio w „Niezniszczalnych 3” (gdzie pełnił funkcję przerywnika komediowego), a autentycznie bawi. Jako jedyny „żywy” aktor zgrabnie radzi sobie pośród tuzinów wygenerowanych komputerowo bohaterów i wchodzi z nimi w korelacje.

Jego postać – Burgerobrody, otoczony kordonem wścibskich mew, wprowadza widzów w świat Bikini Dolnego: podwodnego uniwersum, gdzie za centrum życia robi smażalnia kraboburgerów, w której terminuje tytułowy SpongeBob – gąbka o wydatnych oczyskach, odziana w strój fast-foodowego subiekta. Akcja zawiązuje się, gdy recepturę rzeczonych burgerów, ulubionej i – jak się zdaje – jedynej pożywki mieszkańców Bikini, próbuje wykraść konusowaty, przebiegły Plankton. Kiedy przepis znika, wrogowie będą musieli połączyć siły, aby go zlokalizować, bo brak kanapek dla obywateli głębinowej mieściny oznacza tragedię, chaos i prawdziwe pandemonium. Słowem: rozpętuje się Apokalipsa w wydaniu, jakim dobrze znamy z tytułów pokroju „Mad Maxa”.

"Spongebob: na suchym lądzie" to filmowy rejs na ostrym kwasie – krotochwilna gromadka podwodnych druhów w poszukiwaniu ratunku dla zdziczałych, uzależnionych od burgerów pobratymców przemierza głębiny, wynurza się na powierzchnie i dryfuje w przestrzeń kosmiczną; przekracza barierę czasu w kabinie do ekspresowych zdjęć, która służy za wehikuł. Wreszcie wojażuje między różnymi rodzajami animacji – od tej klasycznej, rysunkowej począwszy, poprzez komputerową, na mariażu z filmem aktorskim skończywszy. Wszystko serwowane jest w zabójczym tempie. Ekran zalewa feeria jaskrawych, promiennych kolorów. Dowcip goni tutaj dowcip, a fabuła – wydawałoby się, że od początku kompletnie niedorzeczna, zbacza w jeszcze bardziej surrealistyczne rejony.

Idąc na „SpongeBoba” spodziewałem się infantylnej kreskówki rozciągniętej do rozmiarów pełnego metrażu. Dostałem jednak absurdalnie śmieszną, bogatą w liczne nawiązania filmową bombę, która im bliżej końca, tym szybciej i głośniej tyka. Warto włączyć jej zegar – nie będziecie żałować, a o uciekającym czasie prędko zapomniecie.

Ocena: 7/10

d3u8v9x
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3u8v9x