Trwa ładowanie...

"Planeta Singli": Przez Tindera do serca [RECENZJA]

"Planeta Singli": Przez Tindera do serca [RECENZJA]Źródło: East news
dmtffu7
dmtffu7

*"Planetę Singli" podpisały znakomitości świata kina. Jednym z producentów jest Radosław Drabik, były dyrektor Stowarzyszenia Nowe Horyzonty. Wśród scenarzystów znalazł się Michał Chaciński, były dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni. Pomysłodawcą filmu jest natomiast Urszula Antoniak, kinowa autorka, której "Code Blue" było pokazywane w Cannes. Najlepsi połączyli siły, ale rewolucji w gatunku komedii romantycznej nie ma.*

Film spełnia swoją podstawową funkcję. A więc kompensacyjną. Po seansie nie ma wątpliwości: jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Tak jak w życiu Ani (Agnieszka Więdłocha), która ma powody do pretensji do losu. Kiedyś chciała zostać wielką pianistką. Obdarzona talentem realizowała swoje marzenie. Wydarzenia w życiu rodzinnym pokrzyżowały jej plany. Skończyła jako nauczycielka muzyki w szkole. Praca nie daje jej satysfakcji, w życiu osobistym nic się nie dzieje. Samotna dziewczyna przełamuje się i instaluje aplikację randkową, tytułową Planetę Singli. W wyniku zbiegu okoliczności zamiast absztyfikanta poznaje prowadzącego program telewizyjny Tomka (Maciej Stuhr). Zgodnie z regułami gatunku, mężczyzna stanowi jej idealne przeciwieństwo: jest zarozumiałym, butnym, zbyt pewnym siebie seksistą, który z nikim się nie liczy.

Czy scenarzystom uda się połączyć ogień z wodą, domyślcie się sami. Ważne jest, co dzieje się przed finałem. I tu, niestety, wychodzi na wierzch słabość filmu Mitji Okorna, słoweńskiego reżysera, który w Polsce zabłysnął przecenianymi „Listami do M.”. Wątków jest sporo, ale jedynie niektóre są rzeczywiście zabawne. Nie zabrakło satyry na media. Dyrektorka stacji (Ewa Błaszczyk), w której nadawany jest program Tomka, wyrachowaniem i bezwzględnością dorównuje Annie Wintour. Chociaż gust mają radykalnie różny, bo ta pierwsza promuje chłam. Ciekawe, czy w swojej stacji puściłaby „Planetę Singli”? Twórcy postarali się o wyraźny drugi plan, na którym dominuje kryzys małżeński dyrektora szkoły (Tomasz Karolak). Jest też epizod gejowski z Piotrem Głowackim.

To jednak za mało, żeby mówić o wyłomie w gatunku. Prędzej to dowód na to, że nad Wisłą coraz bardziej on kostnieje. Obraz Okorna wydaje się wykalkulowany. Nastawiony na solidność – bo solidny bez wątpienia jest: spisali się aktorzy i inne piony produkcji – próbuje nas tym właśnie do siebie przekonać. Jednak film, w którym nie ma się do czego przyczepić (poza tym, że jest zdecydowanie za długi), to jeszcze nie jest dzieło spełnione. Cieszy, że jakość produkcji staje się standardem nawet w kinie stricte komercyjnym. Szkoda, że w ślad za poprawnością wykonania idzie poprawność gatunkowa. Tak jak w „Listach do M.”, wciąż odniesieniem jest tryumf „To właśnie miłość” Simona Curtisa. Jakby po drodze nie powstały takie filmy jak „Skąd wiesz?” Jamesa L. Brooksa czy polski „Facet (nie)potrzebny od zaraz” Weroniki Migoń. A więc filmy, które wprowadzały zamęt i nieoczywistość w klasyczny gatunek. Ich bohaterowie miłość ścigali nie taksówkami, a autobusami miejskimi, zaś ich finał, choć dawał nadzieję na lepsze jutro,
pozostawiał równie dużo wątpliwości. O wiele bliżej im do prawdziwego życia niż innym filmom z tego gatunku.

„Planeta Singli” też próbuje się zbliżyć do otaczającej nas rzeczywistości. Twórcy reagują na rosnący fenomen aplikacji randkowych w Polsce, ale nie komentują w ten sposób zawieranych znajomości. Apka jest jedynie fabularnym pretekstem. Perypetie spragnionych miłości osób, które ze sfery wirtualnej przechodzą do tej namacalnej, nie różnią się od perypetii bohaterów innych komedii romantycznych. Tak samo jest z „Planetą Singli”, która udaje, że jest z innego porządku, a w rzeczywistości niewiele różni się od filmów w swoim gatunku.

Ocena: 5/10

dmtffu7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmtffu7