Trwa ładowanie...
d39zt5h
19-09-2010 20:11

Słaby cover przebrzmiałego gatunku

d39zt5h
d39zt5h

Gwiazdor muzyki country, alkohol, mnóstwo alkoholu, legenda, upadek i kobieta. Chyba nic więcej nam nie potrzeba, żeby sobie dokładnie wyobrazić, jak to wszystko może wyglądać na dużym ekranie. Teoretycznie to mamy już opowiedziany prawie cały film. Dlaczego jest nam tak łatwo rozszyfrować kolejną produkcję z gitarą w ręku? Ponieważ wszyscy to już doskonale znamy. Tego rodzaju filmy pojawią się z dokładnością przynajmniej raz na dwa lata, bo przecież kino kocha upadłe legendy, które zmierzają do autodestrukcji. Wtedy bardzo łatwo obliczyć zyski, które wpływają do kinowych kas. Pełna sala gwarantowana.

Jak to się dzieje, że nic nas tak nie wzrusza jak zagubiony nałogowiec, który próbuje jeszcze coś osiągnąć, jeszcze zawalczyć o swoją miłość? Producenci to wiedzą na czym polega ta prosta receptura i tworzą coraz chętniej oraz coraz liczniej tego typu melodramaty. Jeszcze jeżeli ta filmowa historia jest biografią to Oscar murowany.

Reżyserski debiut Scotta Coopera „Crazy Heart” jest bardziej przewidywalny i tendencyjny niż szczęśliwe zakończenia w jakiejkolwiek animacji Disneya. Dla młodego reżysera to był bardzo bezpieczny początek kariery. Zbudował swój film w całości na schematach uwielbianych przez Akademię i banalnym wręcz melodramatyzmie. Żadnej odwagi artystycznej, żadnego ryzyka. Co prawda udało mu się stworzyć film szczery i kameralny, ale tylko dzięki doświadczeniu znakomitych aktorów, których miał w ekipie.

„Crazy Heart” opowiada historię Bada Blake’a (Jeff Bridges), który najlepsze lata ma już za sobą. Teraz jadąc na sławie swoich starych kawałków, chałturzy dając koncerty w podrzędnych barach i kręgielniach. Mimo wciąż niebywałego talentu, gwiazdor nie jest w stanie nawet uszanować własnej publiczności. Alkohol, papierosy, jednodniowe romanse z podstarzałymi fankami, problemy ze zdrowiem, kolejne podróże i występy. Całe jego życie systematycznie stacza się po równi pochyłej. Bez grosza przy duszy, zmuszony jest poniżyć się przed swoim byłym wychowankiem, teraz gwiazdorem muzyki country Tommy Sweet’em (Colin Farrell). Blake chce wrócić do dawnej formy, ale nie wie za bardzo jak. Pewnego dnia spotyka młodą lokalną dziennikarkę (Maggie Gyllenhaal), która potrafi jeszcze rozpalić uczucia w tym zgorzkniałym muzyku.

d39zt5h

Film Coopera zdecydowanie jest występem jednego aktora. Jeff Bridges subtelnością naznaczoną skrywanym bólem rozgrywa portret starego wyjadacz, którego już nikt nie kocha. Jego własne decyzje prowadzą do egzystencjalnego samospalenia, ale brzmi to dużo bardziej pompatycznie, niż jest w rzeczywistości na ekranie.
Bridges nigdy się nie zmienił. Od zawsze był rewelacyjnym aktorem, niesprawiedliwie pomijanym przez Akademię od choćby filmu „Fisher King” Gilliama, czy „Big Lebowski” braci Cohen. Myślę, że w tym roku 61-letni aktor otrzymał Oscara bardziej za swój znakomity dorobek i niesłusznie celofanową osobowość w Hollywood, niż za występ w „Crazy Heart”.

Z pewnością film Coopera o upadłym muzyku country przypadnie wielu widzom do gustu, jednak warto mieć świadomość, że to jedna ze słabszych pozycji z gatunku muzycznego melodramatu, a tym bardziej jedna z mniej przełomowych ról Jeffa Bridgesa.
Mimo wszystko „Crazy Heart” jest niczym cover starej piosenki, niektórych będzie jeszcze w stanie chwycić za serca.

d39zt5h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d39zt5h