Trwa ładowanie...
d4003pc

Dorosły Bale powraca do ''Imperium słońca''

d4003pc
d4003pc

*"Kwiaty wojny" to wzorowy przykład patetycznego kina. Oglądając najnowszy film Zhanga Yimou nie sposób oprzeć się wrażeniu, że reżyser bezceremonialnie aspirował do stworzenia politycznego manifestu przy użyciu spielbergowskich środków wyrazu. Ta pełna rozmachu i gloryfikacji uciśnionych produkcja, prezentuje okrucieństwo wojny widziane oczami dziecka, w których odbija się poruszająca historia dwunastu pięknych prostytutek. Obrona, a także próba odzyskania skradzionej przed laty niewinności połączy tytułowe kwiaty w heroicznej walce z politycznym wrogiem.*

Żeby jednak przykuć uwagę jak największej ilości potencjalnych widzów, chińscy filmowcy zaprosili na plan jednego z najpopularniejszych odtwórców Batmana w historii, zdobywcę Oscara - znakomitego Christiana Bale'a. Oto jak może wyglądać przepis na narodową superprodukcję, godną przychylności widzów i krytyków. Niemniej nie są to najistotniejsze powody świadczące o wartości "Kwiatów wojny" dla światowej kinematografii.

Produkcje wojenne, gdzie główne role odgrywają brutalne gwałty, niespodziewane wybuchy i serie z karabinów maszynowych, słyną ze schematycznego podejścia do odbiorcy i kalkulacji jego reakcji na prezentowane obrazy. Nie inaczej jest w przypadku filmu Zhanga. Jednak "Kwiaty wojny" na tle innych wybitnych filmów tego gatunku, jak choćby "Szeregowca Ryana" albo doskonałego "Pianisty" (z którego reżyser widocznie czerpie inspiracje), mogą się niektórym jawić jako marketingowa laurka chińskich producentów w walce o Oscara. Pomimo doskonałej gry aktorskiej, zjawiskowych kadrów i wzorowej filmowej narracji, widzowie zostaną też wielokrotnie poddani emocjonalnym torturom, oglądając maltretowane dzieci i kobiety. Niemniej nie można powiedzieć, że najnowszy obraz Zhanga jest produkcją nieudaną lub też niewartą uwagi. Wręcz
przeciwnie.

Dla widzów z Kraju Środka "Kwiaty wojny" to najdroższy i najważniejszy film XXI wieku, będący długo oczekiwaną ekranizacją okrutnych czasów - do dziś wypieranych przez japońskie władze i parte komunistyczne - zwanych Masakrą lub też _ Gwałtem nankińskim_. Autor "Domu latających sztyletów" zrealizował piękną, wartą 90 milionów dolarów historię, dzięki której cały świat może poznać skalę piekła, które w 1937 roku zgotowała japońska armia ponad 250 tysięcy chińskim cywilom. Kiedy na czele misji reżysera w walce o świadomość i historyczną sprawiedliwość staje hollywoodzka gwiazda, ich zwycięstwo wydaje się być przesądzone.

"Kwiaty wojny" to swoiste filmowe yin i yang biorąc pod uwagę aspekt artystyczny. Najnowsza produkcja Zhanga Yimou to jednocześnie obraz istotny, będący osobistym rozliczeniem reżysera i hołdem złożonym ojczyźnie, ale też w swoim wykonaniu poraża wtórnością i szablonową prezentacją czołowych bohaterów. Jednak tę historię trzeba było opowiedzieć, a patos niestety został wliczony w cenę.

d4003pc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4003pc