- Nie oceniam mojego bohatera. Widzę w tym dramat ojca. Moim zdaniem Zdzisław Beksiński obserwując wieloletnie cierpienie syna i zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie mu pomóc, powiedział to w akcie bezradności i rozpaczy - tłumaczy Marcin Borchardt w rozmowie z Wirtualną Polską. Jego fascynujący dokument, składający się w całości z materiałów archiwalnych, nagranych przez Beksińskich, wchodzi do kin 10 listopada.