Alejandro Jodorkovsky: Nie mam korzeni, więc jestem wolny
79-letni reżyser Alejandro Jodorkovsky opowiada o swoich planach na przyszłość.
27.06.2008 18:01
[
]( http://www.przekroj.pl )
Sebastian Frąckiewicz: Jak pan myśli, czy dziś, gdy ludzie oczekują od kina głównie rozrywki, mogłyby powstać takie filmy jak choćby „Kret”?
Alejandro Jodorkovsky:Szczerze mówiąc, kiedyś było równie trudno jak dziś. Problem leży w nas. Jeśli pragniemy zrobić coś wyjątkowego, coś, co ma dla nas znaczenie, powinniśmy to robić.
Bez względu na przeciwności. Wiele lat temu udowodniłem, że to możliwe. Przykro mi tylko, że film stał się dziś bezdusznym przemysłem rozrywkowym. Ale nadal są ludzie, z którymi mogę robić ciekawe rzeczy: Mickey Rourke, Marilyn Manson.
Sebastian Frąckiewicz:Ten ostatni zagra w pana najnowszej produkcji „King Shots”. O czym będzie ten film?
Alejandro Jodorkovsky:To metafizyczny film gangsterski o końcu starego świata i narodzinach zupełnie nowego. Tak to mógłbym ująć. Czy jest pan w stanie opisać, zdefiniować, o czym jest „Kret”? Chyba raczej nie. Nie da się tego zamknąć w kilku słowach, prostych opisach i definicjach. Dlatego nic więcej nie zdradzę.
Sebastian Frąckiewicz:Często mówił pan o tym, że w wielu miejscach, w których pan żył, czuł się pan obcy. W Chile, Meksyku, USA. Czy to poczucie obcości, a także żydowskie korzenie mają wpływ na artystyczną twórczość?
Alejandro Jodorkovsky:Może nie tyle obcy, ile nieakceptowany przez społeczeństwo, którego zasady były dla mnie sztuczne. A żydowskie korzenie… Naprawdę to pana interesuje? Bo mnie nudzi, narodowość nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Sebastian Frąckiewicz:Pytając o żydowskie korzenie, miałem na myśli raczej kulturę, a nie narodowość. W kulturze żydowskiej duchowość – tak jak w pańskiej twórczości – odgrywa ważną rolę.
Alejandro Jodorkovsky:Tylko że moją kulturą jest multikulturowość. Mógłbym żyć wszędzie, a w swojej twórczości czerpię z wielu kultur i świetnie się z tym czuję. Po co mi korzenie?
Dzięki temu, że ich nie mam, mogę oderwać się od ziemi i jak ptak widzieć wszystko z góry. Kultura bywa również często formą dyktatury. Proszę zobaczyć, rozmawiamy dziś ze sobą po angielsku, co jest ewidentnym echem dawnego układu sił, echem amerykańskiej dominacji.
Ale ta dominacja dobiega właśnie końca. I gdybyśmy robili ten wywiad za 20–30 lat, pewnie rozmawialibyśmy po chińsku. Dlatego nie przywiązywałbym się do kultury, bardziej interesuje mnie ludzkie wnętrze, nasza duchowość.
Sebastian Frąckiewicz:Dlatego zajął się pan psychomagią i konstelacjami rodzinnymi?
Alejandro Jodorkovsky:O, to jest temat na zupełnie osobną rozmowę. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli naprawdę chcemy zmieniać świat – a ja zawsze chciałem – powinniśmy zacząć od pracy nad sobą, potem zająć się relacjami z rodziną i później sięgać wyżej.
Moim zdaniem świat, jaki znamy, wkrótce się skończy. Kryzys paliwowy już to zapowiada… Ale pomówmy lepiej o filmach.
Sebastian Frąckiewicz:Zamierza pan wrócić do realizacji „Diuny” na podstawie książki Franka Herberta? Pierwsza próba, przed laty, skończyła się niepowodzeniem.
Alejandro Jodorkovsky:Jestem zbyt zajęty. Wszystkie moje pomysły, jakie przygotowywałem dla „Diuny”, przelałem na serię komiksową „Incal” i „Kastę Metabaronów”. Zupełnie nie mam ochoty do tego wracać. Mam na głowie nowy film i kilka serii komiksowych. Wystarczy.
Sebastian Frąckiewicz:Chyba jednak nie wystarczy, skoro chce pan jeszcze spróbować swoich sił w grach komputerowych?
Alejandro Jodorkovsky:To prawda. Ale obecnie starcza mi czasu jedynie na pracę nad ideą. Problem gier komputerowych jest poważny, bo już dawno stały się popularniejsze i bardziej wpływowe niż filmy. O ile jednak film bywa dziełem sztuki, o tyle gry nadal są bardzo okrutne i prymitywne.
Promują przemoc i wojnę. Miejmy nadzieję, że w przyszłości będą również formą sztuki. Ja wierzę, że staną się jedną z najbardziej oryginalnych i twórczych form komunikacji.