2z6
Życie na walizkach
Bachleda-Curuś wyznaje, że życie na walizkach jest dla niej bardzo skomplikowane i męczące, zwłaszcza że ma małego synka. Często jeździ z nim do Krakowa, by mógł spędzić czas z dziadkami. Ona sama również próbuje utrzymywać jak najczęstszy kontakt z rodziną. A to nie jest proste.
- Żyję na dwóch kontynentach i to trochę komplikuje moje poczucie czasu – wyznawała w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. - Po zawiezieniu syna do szkoły na siódmą rano, mam czterogodzinne okienko na kontakt z Polską. Jeśli nie mam o tej porze zajęć, poświęcam go na Polskę, potem zaczynam swój amerykański dzień.