Alicja Jachiewicz i Leszek Teleszyński: Bardzo ciche rozstanie
01.03.2015 | aktual.: 22.03.2017 17:08
Wydawało się, że są dla siebie stworzeni. On, cichy, nieśmiały, dobrze wychowany i w dodatku nieziemsko przystojny student – później rozkocha w sobie wiele kobiet jako Bogusław Radziwiłł w „Potopie” czy ordynator Michorowski w „Trędowatej”.
Wydawało się, że są dla siebie stworzeni. On, cichy, nieśmiały, dobrze wychowany i w dodatku nieziemsko przystojny student – później rozkocha w sobie wiele kobiet jako Bogusław Radziwiłł w "Potopie" czy ordynator Michorowski w "Trędowatej". Ona, piękna, delikatna i niezwykle utalentowana – popularność i sympatię widzów zdobędzie dzięki niezwykle dramatycznej roli Niteczki w "Kolumbach”.
Podobno Alicja Jachiewicz i Leszek Teleszyński planowali wspólne życie i do dziś nie wiadomo, co właściwie stanęło na ich drodze – traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, niezgodność charakterów, a może niechętni rodzice?
Pewne jest za to, że dawno żadne rozstanie w branży nie przebiegło w tak pokojowej i przyjaznej atmosferze. Dziś byli kochankowie nie mają do siebie żalu - przeciwnie, oboje wkrótce po rozstaniu znaleźli prawdziwe szczęście w ramionach innych partnerów.
''Nie miałam nic''
Alicja Jachiewicz urodziła się w Olsztynie, potem wielokrotnie się przeprowadzała. Do dzieciństwa niechętnie wraca myślami. Dziś twierdzi, że po prostu boi się tych wspomnień. Nic dziwnego, gdyż jej pierwsze lata życia naznaczone były cierpieniem i smutkiem.
* – Tata żył we własnym świecie. Zamiennie z bratem pomieszkiwałam u dziadków, by mamę, która była chora, odciążyć –* opowiadała w Claudii. W 1969 roku przydarzyło się kolejne nieszczęście. Jej mamę zaproszono do Wilna, za którym od dawna tęskniła.
– Nie wierzyła, że jeszcze tam kiedyś pojedzie. Ta radość ją zabiła. Upadła, dostała wylewu. Miała 46 lat – dodawała Jachiewicz.* - Nawet mieszkanie przepadło.*
Szkolny amant
Jedynym pocieszeniem był dla niej związek z Leszkiem Teleszyńskim.
- W Leszku, który był najmłodszy na naszym roku, kochały się nie tylko wszystkie koleżanki, ale i większość pań profesorek** - wspominał w magazynie _Tele_ Henryk Talar. - **Pamiętam doskonale, jak jeszcze podczas studiów szliśmy przez Kraków z Jurkiem Trelą i Leszkiem i słyszeliśmy za sobą damskie westchnienia "Patrzcie, ale facet".
Teleszyński był przy tym niezwykle grzeczny i, mimo że stale otaczały go piękne kobiety, wyjątkowo nieśmiały.
* - Jeśli były jakieś imprezy w akademiku, to Leszek, jak na dobrze wychowanego chłopca przystało, bawił się z nami do określonej godziny, bo miał w domu przykazane, by nie wracać zbyt późno*– dodawał Talar.
Ciche rozstanie
Choć Teleszyński na brak powodzenia nie narzekał, tylko jedna dziewczyna zdołała zawrócić w mu głowie – była nią koleżanka ze studiów, Alicja Jachiewicz.
Nic nie zapowiadało rozstania. On znalazł w niej odpowiednią kandydatkę na żonę, ona zaś wierzyła, że dzięki niemu odnajdzie miłość i spokój. Chciała założyć szczęśliwą rodzinę, jakiej sama nigdy nie miała. Co doprowadziło do rozstania? Tego para nigdy nie zdradziła.
Magazyn Na żywo sugeruje dwie najbardziej prawdopodobne opcje – Teleszyński zostawił Jachiewicz, bo nie potrafił sobie poradzić z dramatycznymi wydarzeniami, bał się, że nie będzie w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Jego koledzy po latach podkreślają, że był zbyt młody i słaby, aby udźwignąć śmierć mamy swojej narzeczonej.
Ale możliwe też, że wymogli to na nim rodzice, którzy woleli, by ich syn znalazł sobie inną dziewczynę. To ponoć pod ich wpływem zerwał zaręczyny.
Od pierwszego wejrzenia...
Obeszło się bez wielkich dramatów i łez. Wkrótce po rozstaniu z Teleszyńskim młodziutka aktorka spotkała pewnego mężczyznę, dzięki któremu natychmiast zapominała o niestałym w uczuciach partnerze.
– Od cioci Anieli, która w biłgorajskim liceum prowadziła teatr szkolny, ciągle słyszałam o jakimś zdolnym studencie PWST, Stefanku Szmidcie. Stawiał u niej pierwsze aktorskie kroki – mówiła w Claudii.
Wcześniej nie miała możliwości go poznać, cały czas się rozmijali. Spotkali się dopiero kilka lat później, w Krakowie.
– I nogi się pode mną ugięły. Ja się zakochuję od pierwszego wejrzenia. Po latach w jego kolorycie zobaczyłam mojego dziadka. Postura szlachcica, wąsy, konkretna brew, spojrzenie. Poczułam się przy nim bezpieczna. Jak u dziadków – ciągnęła.
To on pocieszył ją po poprzednim, nieudanym związku.
Znak od losu
6 grudnia 1975 roku Jachiewicz jechała do Warszawy, by dotrzeć na plan filmowy "Zofii" w reżyserii Ryszarda Czekały. Na stacji spotkała Szmidta, zaczęli rozmawiać i przez to spóźniła się na pociąg. Stefan zaoferował jej podwózkę. Potem zatrzymali się w hotelu, lecz, jak podkreśla Jachiewicz, w dwóch osobnych pokojach.
Zgodnie uznali, że to znak od losu. Rok później byli już małżeństwem. Dziś dalej są razem, szczęśliwi i pochłonięci pracą. Prowadzą Fundację Kresy 2000 Dom Służebny Polskiej Sztuce Słowa Muzyki i Obrazu w Nadrzeczu koło Biłgoraja.
''Warto było czekać''
Tymczasem Teleszyński, próbując pocieszyć się po rozstaniu z Jachiewicz, wdał się w romans z Ireną Szczurowską. Ich związek wywołał prawdziwe oburzenie w środowisku artystycznym, bo wybranka aktora była w tym czasie mężatką.
Zakochani nie chcieli jednak rezygnować ze swojego uczucia. Szczurowska rozwiodła się i wyszła za Leszka. Ale niedługo cieszyli się małżeńskim szczęściem – po kilku latach uznali, że ich ścieżki się rozeszły i zadecydowali o rozstaniu.
Teleszyński poznał swoją przyszłą żonę Jolantę w połowie lat 80., na imprezie u znajomych. Podobno głośno oznajmił, że zamierza się z nią ożenić. Słowa dotrzymał.
* – Po chwili rozmowy postanowiliśmy, że tym razem nie możemy zmarnować szansy na szczęście –mówił w wywiadzie dla _Tele Tygodnia_. - Zaczęliśmy się spotykać i po roku wzięliśmy ślub. Jola była po prostu przeznaczona dla mnie. Warto było na nią czekać tak długo.* (sm/mn)