2z8
Widmo śmierci
Jak wspominał, widmo śmierci wisiało nad nim od dawna. Miał pięć lat, kiedy podczas zabawy z kolegami stracił przytomność. W szpitalu okazało się, że cierpi na całkowity zanik czerwonych ciałek krwi. Życie uratowała mu transfuzja krwi.
Parę miesięcy później Kopiczyński wraz z kolegami bawił się w rozbrajanie min. Jedna z nich wybuchła, poważnie raniąc chłopca. Doszło do zakażenia.
- Lekarz chciał mi amputować trzy palce, na co ojciec się nie zgodził. Mam je do dziś trochę zniekształcone, ale na szczęście sprawne. To cud, że żyję – mówił w „Rewii”.