"Mogłem kogoś zabić". Incydent po pijaku odmienił życie Anthony'ego Hopkinsa
Anthony Hopkins był uzależniony od alkoholu, ale udało mu się pokonać nałóg. Jak podkreśla w swojej autobiografii, przełomem w trudnej walce o trzeźwość okazał się incydent, kiedy pewnej nocy jechał samochodem, będąc pod wpływem alkoholu. "Kiedy wytrzeźwiałem, podziękowałem Bogu, że tej nocy nikt nie zginął" – przypomina sobie po latach.
Anthony Hopkins otwarcie mówi o swoich dawnych problemach z uzależnieniem. W nowo wydanej autobiografii pt. "We Did OK, Kid" podkreślił, że alkohol stał się dla niego ucieczką od depresji i życiowych problemów. Opisał proces osiągania trzeźwości po latach bycia w nałogu i moment, w którym uświadomił sobie swój problem.
Czy poprawność polityczna zabije komedię?
Anthony Hopkins: "Nie miałem pojęcia, że jestem alkoholikiem"
Anthony Hopkins wspomina w autobiografii, że już w wieku 37 lat usłyszał od lekarza mało zadowalające wyniki badań, na które wpływ miało regularne spożywanie alkoholu. Jego organizm zaczął wysyłać pierwsze niepokojące znaki.
"Ma pan początki problemów z wątrobą, które mogą przekształcić się w marskość wątroby. Ma pan również zapalenie trzustki, a pana płuca są przekrwione. Zdecydowanie radzę natychmiast rzucić palenie, bo jest ono bardziej zabójcze niż alkohol; powoduje zastój w tętnicach i żyłach. Nadmiar alkoholu również zabija. Nie muszę ci tego mówić. Już to wiesz. Więc, mój przyjacielu, decyzja należy do ciebie" – usłyszał od lekarza.
Gwiazdor "Milczenia owiec" podkreślił w swojej autobiografii, że niewiele pamięta z okresu najsilniejszego uzależnienia od alkoholu, bo "jego wspomnienia z tamtego okresu są zamglone". 87-latek dodał, że choć dziś zdaje sobie sprawę, że swoim nałogiem sprawił przykrość swoim bliskim, to długo nie wiedział, że ma problem.
"Nigdy nie miałem pojęcia, że jestem alkoholikiem. Rzadko zdarza się, aby osoba pijąca dużo alkoholu zdała sobie z tego sprawę bez jakiejś interwencji, a nawet wtedy potrzeba czasu, aby to do niej dotarło. Zaprzeczanie jest największym zabójcą. Nadal byłem w szponach uzależnienia, chociaż coraz trudniej było mi temu zaprzeczyć" – wyjaśnił.
Anthony Hopkins jechał po pijaku. Incydent zmienił jego życie
Anthony Hopkins wrócił wspomnieniami do traumatycznego zdarzenia, które uświadomiło mu, że naprawdę ma problem z alkoholem. Punktem zwrotnym w jego życiu była pewna sobotnia noc, kiedy po pijanemu prowadził samochód.
"Jechałem tym samochodem całą noc z Arizony, nie wiedząc, co robię. Mogłem kogoś zabić. Mogłem zabić całą rodzinę! Dowiedziałem się, co zrobiłem, kiedy poszedłem do mojego agenta i powiedziałem: »Ktoś ukradł mój samochód!«, a mój agent odpowiedział: »Nikt go nie ukradł. Znaleźliśmy cię na drodze. Gdybyśmy tego nie zrobili, byłbyś teraz w więzieniu«" – czytamy w autobiografii aktora.
"Kiedy wytrzeźwiałem, to spojrzałem na drzewa eukaliptusowe i podziękowałem Bogu, że tej nocy nikt nie zginął. Wyobraziłem sobie moich rodziców w Walii, którzy dowiedzieli się, że zabiłem kogoś lub siebie. Widziałem, jak ich nadzieje legły w gruzach. Usłyszałem głos pytający mnie: »Chcesz żyć, czy chcesz umrzeć?«. »Chcę żyć« – odpowiedział głos z głębi mojej duszy. Później usłyszałem głos mówiący: »To już koniec. Możesz zacząć żyć!«. Pragnienie alkoholu opuściło mnie. Była godzina 23:00, 29 grudnia 1975 roku" – dodał.
Anthony Hopkins po tym zdarzeniu zwrócił się do swojego agenta z prośbą o pomoc. Podjął terapię, dzięki której pokonał uzależnienie i już od 50 lat żyje w trzeźwości.