Bartosz Żurawiecki: Nienasycenie

Ciągnie nas wszystkich do *Doriana Graya. Bo ma on te jedyne dwie rzeczy warte posiadania – piękno i młodość. Filmowych adaptacji powieści Oscara Wilde’a „Portret Doriana Graya” było mnóstwo. Pierwszą nakręcono już w roku 1913. W wersji z roku 1970 główną rolę zagrał piękny wówczas jak młody grecki bóg Helmut Berger. Obecnie człowiek stary, schorowany, rozpity i otyły. Ze smutkiem i żalem, a nawet ze łzami w oczach patrzy się na ruinę tego zjawiskowego niegdyś mężczyzny.*

Bartosz Żurawiecki: Nienasycenie
Źródło zdjęć: © Best Film

06.10.2010 11:34

Twórczość Oscara Wilde’a też już nie zawsze wywołuje dzisiaj entuzjazm. Część jego utworów – zdaje się – nieodwołalnie zesłana została do lamusa. O ironio! Wilde głosił wyższość sztuki nad życiem, tymczasem większe zainteresowania u współczesnej publiczności budzi jego dramatyczna biografia niż jego dokonania artystyczne. Ale akurat powieść o Dorianie Grayu wydaje się być skazana na wieczną młodość. W każdym razie jest obecnie jeszcze bardziej aktualna niż przed laty. Żyjemy przecież w kulturze, która właśnie z młodości uczyniła wartość absolutną.

Widziałem ostatnio dwie adaptacje „Portretu...” – jedną teatralną w warszawskim TR-ze, drugą filmową Olivera Parkera. Obie, o dziwo!, nieudane, choć to niby fabuła-samograj. Cóż jednak z tego, skoro reżyser spektaklu, Michał Borczuch przerobił książkę Wilde’a na opowieść o warszawce (nie znam nudniejszego i bardziej jałowego tematu), a reżyser filmu zrobił tani horror z kupą tandetnych efektów specjalnych i natrętną muzyką ilustracyjną wylewającą się z głośników przez cały seans?

I po co ulepszać Wilde’a? Akurat w filmie najlepiej bronią się fragmenty jego prozy – błyskotliwe powiedzenia i dialogi wstawione między kolejne sceny budzące (lub mające budzić) grozę. Kto jak kto, ale Parker powinien być tego świadom, gdyż nakręcił wcześniej dwie zgrabne ekranizacje komedii Oscara – „Idealny mąż” i „Bądźmy poważni na serio”. Tym razem poszedł w groteskowy demonizm i szmirowate sekwencje rozpusty (pruderyjnie skądinąd zmontowane). Najwidoczniej ktoś z produkcji uznał, że trzeba uczynić ekranizację „Doriana Graya” atrakcyjną dla młodocianego widza chowanego na kolejnych częściach „Oszukać przeznaczenie”. A idźcie mi do diabła z podobnymi pomysłami!

Co gorsza, bardzo średnio jest to też grane. Cóż, żeby dobrze obsadzić główną rolę, trzeba by znaleźć aktora (albo aktorkę) koło pięćdziesiątki, z bagażem doświadczeń życiowych i aparycją dwudziestolatka. Obawiam się, że takie egzemplarze w przyrodzie nie występują. Ponad przeciętną wzbija się w filmie tylko... Colin Firth w roli mentora Doriana, Henry’ego Wottona. Cynika, który nigdy nie miał odwagi pójść drogą, jaką wskazuje swemu podopiecznemu. To finezyjna, wycieniowana kreacja - zwłaszcza na tle jaskrawej reszty.

Pobudził mnie ten Dorian tylko raz, gdzieś pod koniec, gdy twórcy zasygnalizowani, o czym film mógłby być, gdyby nie stoczył się w upiorną tandetę. Mianowicie – o człowieku, który doświadczył niemal wszystkiego, łącznie z morderstwem, zrealizował każdą opcję seksualną, eksperymentował na każdym polu i przy tym pozostał piękny, młody oraz bezkarny. A jednak, nie czuje się spełniony.

„Przyjemność to nie to samo co szczęście” – pada w pewnym momencie z ekranu. Współczesna kultura stymuluje nas nieustająco. W zasięgu ręki mamy rozmaite rozrywki, używki, perwersje, dobra materialne i niematerialne... Mimo to szczęścia w świecie jakoś nie przybywa.

Przygotowując się do obejrzenia filmu Parkera, wygrzebałem utwór mojej ulubionej artystki, Hany Hegerovej „Obraz Doriana Graye”. Jest to opowieść o dziewczynie ze strzelnicy, którą ustrzelił pewien malarz z bystrym okiem. Wziął ją do gospody, gdzie prawił o portrecie Doriana Graya zmieniającym się w zależności od tego, co pan Gray przeżył. Po czym namówił dziewczynę, by pozowała mu nago do równie pięknego portretu.

I tak od malowania przeszli do miłowania. Na pamiątkę został bohaterce obraz. Ona się zestarzała, on wisi wciąż taki sam. Nie lubi go, bo jej przypomina, że „mi mládí ukazuje záda”. Świetna piosenka, świetny tekst autorstwa Petra Rady. Szkoda w sumie, że to nie tę historię przeniesiono na ekran.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)