Ben Barnes -nowy idol z "Księcia Kaspiana"
Nie od dziś wiadomo, że filmowy hit potrzebuje wielkich nazwisk – gwiazd z pierwszych stron gazet, ekscytujących plotek i oszałamiających hollywoodzkich uśmiechów. Andrew Adamson – reżyser „Księcia Kaspiana”, czyli wchodzącej właśnie na ekrany drugiej części „Opowieści z Narnii”, wyszedł z innego założenia i... zwyciężył!
15.05.2008 15:02
Do tytułowej roli zdecydował się zatrudnić Bena Barnesa, młodego angielskiego aktora, znanego głównie ze sceny. Choć nazwisko Barnesa nie jest obce bywalcom londyńskich teatrów, szersza publiczność dotąd o nim nie słyszała. – Ben przyleciał do Los Angeles na przesłuchanie tuż po sobotnim przedstawieniu „History Boys” na West Endzie. Niemal od razu mieliśmy pewność, że to właśnie nasz Kaspian. Ma w sobie wiele z gwiazdy filmowej w starym stylu, urodę i magnetyzującą charyzmę – zachwycał się producent filmu Mark Johnson. Wkrótce potem aktor musiał się udać do Nowej Zelandii na intensywny kurs walki wręcz i jazdy konnej, trwający aż dwa miesiące.
Barnes tak wspominał swą reakcję na wiadomość o tym, że przeszedł pomyślnie zdjęcia próbne: – Po prostu wybiegłem przed dom i wrzeszczałem. – Lada chwila krzyczeć i piszczeć będą z pewnością fanki na widok młodego gwiazdora...
Jak wielu członków obsady, Ben nieźle znał książkę. – "Tata czytał mi ją, gdy miałem jakieś osiem lat, imitując wszystkie te niezwykłe głosy. Potem oglądałem wersję BBC. Podczas studiów zajmowałem się literaturą dziecięcą i wtedy poznałem dobrze utwory Lewisa" –
Jednak rzeczywistość filmowa przerosła wyobraźnię młodego aktora. Zadziwiła go przede wszystkim skala przedsięwzięcia, tłum ludzi uwijających się na planie oraz ogromne dekoracje, zwłaszcza imponujący zamek tyrana. – "Andrew powiedział mi, że na ekranie, dzięki efektom komputerowym, będzie on jakieś trzy razy większy".
Aktor przyznał, że praca nad filmem sprawiła mu pewne trudności. – "Polegała ona często na czekaniu i wielu powtórkach. Trudno wtedy osiągnąć stan pożądanej koncentracji" – tłumaczył.
Barnes twierdził, że bardzo pomógł mu reżyser, który miał w głowie każdy najdrobniejszy detal, nawet podczas kręcenia pełnych rozmachu i zgiełku ogromnych scen zbiorowych. Potwierdził też, że reszta młodych aktorów przyjęła go bardzo dobrze.
"Czytasz te wszystkie wywiady w prasie i myślisz, że te gadki o jednej wielkiej filmowej rodzinie są śmieszne, ale w tym przypadku okazało się to prawdą.
"Pierwsze koty za płoty. Przed Benem Barnesem kariera stoi otworem. Po pracy przy „Narnii” każda kolejna produkcja będzie bułką z masłem!"
Łucja, Zuzanna, Edmund i Piotr Pevensie po roku wracają do fantastycznej krainy Narnii. Podczas ich nieobecności minęło tam tysiąc trzysta lat. Mówiące zwierzęta są już tylko wspomnieniem. Teraz władzę w Narnii sprawuje bezwzględny król-uzurpator Miraz. Prawowity władca – książę Kaspian, siostrzeniec Miraza, został zmuszony do ucieczki. Narnijczycy kryją się przed bezwzględnymi wojskami tyrana. Dopiero rodzeństwo, przybyłe z ogarniętej II wojną światową Anglii, pomoże Kaspianowi odzyskać tron.
„Opowieści z Narnii: Książę Kaspian” w kinach od 30 maja.