Bollywoodzki stereotyp
Za każdym razem, gdy oglądam dorobek Boolywood zastanawiam się, czy padnie nowy rekord dotyczący długości filmu. Dla mnie te 192 minuty to po raz kolejny powtórzenie schematu, czyli tego, co już znamy i niekoniecznie kochamy. Ja przynajmniej z filmu na film do indyjskiego kina podchodzą z coraz większą rezerwą.
04.12.2006 18:08
Za każdym razem schemat jest ten sam i na dłuższą metę, kiedy mija sto, sto dwadzieścia, sto czterdzieści, sto pięćdziesiąt minut filmu, a do końca wciąż jeszcze daleko, jest to kino jedynie dla masochistów, którzy są w stanie wytrzymać tak długo w kinowym fotelu. A prawda jest taka, że to bardzo długie sto dziewięćdziesiąt dwie minuty.
Hindusi rozmiłowali się w kręceniu filmów, których jakąś jedną trzecią czasu wypełniają skoczne piosenki. Do tego dochodzi, lepsza lub gorsza historia i to, czego nie da się powiedzieć, nie pozostaje nic innego, jak wyśpiewać. I może byłby w tym jakiś sens, gdyby za każdym razem nie robić tego samego.
Filmy Bollywood, kalka w kalkę podobne są do siebie … te same plenery, te same twarze, ta sama choreografia, ta sama, wyjątkowa i zabójcza, dłużna. Jakkolwiek by na to nie patrzeć nikt nawet za darmo i z dobrej woli nie zaciągnie mnie świadomie na film pod znakiem made in india. Nie wiem też, dlaczego tak często wprowadza się te filmy na nasz rynek. Są kolorowe i skoczne to fakt, ale co poza tym?
Znam kilka innych, równie długich, ale jakże pasjonujących filmów opowiadających o uczuciach, miłości, poświęceniu, nie jest nim na pewno „Veer Zaara”.
Jeśli wiesz, na co się decydujesz i masz świadomość, z czym się spotkasz, nie będę Cię zniechęcał, wszystkim innym stanowczo odradzam, bo przez ten czas można zrobić znacznie więcej przyjemniejszych rzeczy, niż wyjść w trakcie filmu i stracić dobry humor na dłuższy czas. Ja tego nie kupuję.