Popularny polski aktor, Borys S. (33 l.), został oskarżony o pobicie fotoreportera. Teraz grozi mu nawet kara więzienia! Jego proces rusza już w sierpniu.
Plany wakacyjne Borysa S. z pewnością były inne. Teraz jednak będzie musiał zapomnieć o wypoczynku, a skoncentrować się na czekającej go rozprawie. Aktor będzie sądzony z artykułu 157 § 2 Kodeksu Karnego: „kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia trwający dłużej niż 7 dni, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch". Jak to się stało, że doszło do takiej sytuacji?
Kto ma rację?
Do zdarzenia doszło w listopadzie ubiegłego roku w Warszawie, gdzie Borys S. rzekomo pobił jednego z obserwujących go fotoreporterów. Dane mężczyzny nie przedostały się do publicznej wiadomości, choć media podawały jego imię – Piotr. Policja potwierdziła, że Borys S. był wówczas nietrzeźwy. Obie strony konfliktu przedstawiły wtedy zupełnie inne wersje tego samego wydarzenia.
Według fotoreportera...
Poszkodowany fotoreporter twierdził, że nawet nie miał przy sobie aparatu, a S. zaatakował go, ponieważ był pijany. Ofiara rzekomej napaści, uderzona przez aktora głową, przyznała, że miała na nosie okulary i w wyniku uderzenia szkło przecięło skórę.
Według aktora...
Borys S. zeznał z kolei, że był prześladowany przez paparazzich i ma świadków na to, że nigdy nie uderzył żadnego z nich. Sam wówczas zapowiedział, że wniesie do sądu sprawę o prześladowanie. Dodał również, że fotoreporterzy żądali od niego łapówki w obecności policji. Nie odniósł się do tego, w jaki sposób miałaby powstać rana na twarzy fotoreportera.
Spotkają się w sądzie
Postępowanie w tej sprawie toczyło się już w grudniu, ale zostało wtedy umorzone ze względu na niską szkodliwość społeczną. Pobity mężczyzna twierdzi, że musi sam dowieść sprawiedliwości w sądzie, bo na co dzień zajmuje się fotografią ślubną, a nie życiem gwiazd i feralnego dnia znalazł się w pobliżu paparazzich przypadkowo. Straty – rozbite okulary i zniszczoną komórkę – wycenił na tysiąc złotych. „Nie może być tak, że podpity celebryta jest poza prawem” – powiedział „Twojemu Imperium”.
Może jednak ugoda?
„Smutne i nienormalne to wszystko. Aż się odechciewa pracować w tym zawodzie” – tak aktor puentował całe zajście w listopadzie w rozmowie z „Super Expressem”. Na pierwszej rozprawie sąd będzie starał się doprowadzić do pojednania stron. Takie rozwiązanie najwyraźniej odpowiadałoby oskarżonemu aktorowi. Sylwia Diakowska, jako menadżerka i prawniczka, powiedziała „Twojemu Imperium”: "Nie mogę ujawnić, na jakich warunkach będzie chciał się pogodzić. Wkrótce przekonamy się, czy uda mu się osiągnąć porozumienie". (KN)