Gość, który zabił Sinatrę
Widzowie go lubili, filmowcy pokochali. Borgnine grywał w kilku filmach rocznie, tworząc niezwykłe, zapadające w pamięć i nader realistyczne kreacje. Co akurat nie zawsze wychodziło mu na dobre, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że grani przez niego bohaterowie zazwyczaj nie byli zbyt sympatyczni.
Gdy pewnego dnia, niedługo po premierze „Stąd do wieczności”, szedł ulicami Nowego Jorku, o mało nie stracił życia – grupa zakapturzonych chłopaków, mających problem z odróżnieniem prawdy od fikcji, rzuciła się za nim w pogoń, krzycząc:
- To ten gość, co zabił Sinatrę!
W ostatniej chwili aktor zdołał im wyjaśnić, że to był tylko film. Trzy lata później, w 1956 roku, otrzymał Oscara za rolę w melodramacie „Marty”, sprzątając sprzed nosa statuetkę Spencerowi Tracy.