Film nie zarabia, ale słów Matta Damona nigdy nie zapomni

"Smashing Machine" to opowieść o Marku Kerrze, zawodniku mieszanych sztuk walki i UFC. Emocjonalna podróż przez jego sukcesy, porażki, walkę z bólem i uzależnieniem. Za reżyserię odpowiada Ben Safdie, którego charakterystyczny styl reżyserii przyniósł mu sławę w Hollywood jako twórcy awangardowego, sięgającego po nieoczywiste środki, co udowodnił przy "The Curse" czy "Nieoszlifowanych diamentach".

Nic dziwnego, że Johnson decydując się na rolę w "Smashing Machine", myślał o Oscarze. Kreacje, dla których aktor czy aktorka muszą przejść fizyczną metamorfozę, najlepiej takie, które stoją w kontrze do ich dotychczasowych dokonań, są bardzo często przepustką do nominacji.

Film zadebiutował na festiwalu w Wenecji, gdzie otrzymał trwającą kwadrans owację na stojąco. Wielki Dwayne Johnson stał i płakał jak dziecko, dziękując za uznanie. Niestety szeroka premiera kinowa filmu zweryfikowała zapędy twórców i aktora. W premierowy weekend film zarobił marne 6 milionów z prognozowanych 20. Dla obrazu z takim nazwiskiem w obsadzie to jednoznaczna porażka.

Tymczasem Johnson wciąż ma powody, by czuć się dumny z tego, co zrobił. Sam Christopher Nolan wychwalał pod niebiosa jego występ w tym filmie. Powiedział: - Myślę, że to niewiarygodna rola, określając tę kreację jako przejmującą - i dodał: Nie sądzę, żeby w tym roku, ani w większości innych lat, dało się zobaczyć lepszy występ.

Teraz w rozmowie z Variety aktor wspomniał słowa, jakie usłyszał od Matta Damona, a których nigdy nie zapomni: "W naszej pracy mamy czasem to szczęście zrobić film, który przetrwa".

Wziął sobie te słowa do serca, bo tak mówi o filmie, którego wyniki zawiodły: -Zrozumiałem, że musimy po prostu dać z siebie wszystko. Być szczerzy. Przetrwać. To długi dystans.