O wspomnieniach, które nie umarły
Niedługo po tym, jak światowe media rozpisywały się o dokumencie „Scena zbrodni“ (2012) Joshua’y Oppenheimera, na ekrany polskich kin trafia fabularna „Droga do zapomnienia“ (2013) Jonathana Teplitzky’ego. W obu filmach nieuleczone rany psychiczne i powojenna trauma prowadzą do spotkania z oprawcą – żołnierzem-zbrodniarzem, który torturował, znęcał się i upokarzał niewinnych. O ile dokument Oppenheimera obwołano jednak dziełem przełomowym, o tyle oparty na faktach film Teplitzky’ego nie wykracza poza ramy porządnej, ale konwencjonalnej opowieści.
Scenariusz filmu powstał na bazie wspomnień Erika Lomaxa. Historie oparte na faktach przenosi się na ekran najtrudniej, bo trudno w takich przypadkach stosować dramaturgiczne sztuczki, podsycać napięcie w momentach, w których go nie było czy ubarwiać biografię postaci nie ocierając się o zwykłe kłamstwo. Jonathan Teplitzky nawet nie stara się tego robić. Jego „Droga do zapomnienia“ rozwija się przez to w sposób nieśpieszny, ale zapewne autentyczny. Ślady po kinie gatunkowych (romantycznej komedii!) widać tylko w pierwszych sekwencjach filmu. Eric (Colin Firth)
i Patii (Nicole Kidman)
wpadają na siebie w pociągu. Ich rozmowa ewokuje wspomnienie pierwszego spotkania Jessego (Ethan Hawke) i Celine (Julie Delpy) z filmu „Przed wschodem słońca” (1995) Richarda Linklatera.
Eric i Patti nie są jednak młodymi ludźmi, przed którymi całe życie stoi otworem. Ona jest kobietą z przeszłością, on mężczyzną po przejściach. Ich ślub nie jest zwieńczeniem pięknego romansu, ale początkiem realnego dramatu. Reżyser nie zdradza, ile Patricia wiedziała o Eriku przed dniem ich ślubu. Dosyć niefortunnie pokazuje jakoby pierwsze traumatyczne wspomnienie dopadło mężczyznę dopiero po zawarciu związku małżeńskiego. Fakt, że Patti wchodzi w jego świat nie równa się jednak z tym, że Eric automatycznie znajduje dla niej miejsce w swoim umyśle. Ten zdają się zamieszkiwać głównie demony – duchy japońskich żołnierzy, którzy więzili i katowali Erika w czasie II wojny światowej.
Wiele mówi się o tym, że powojenne pokolenie, w samotności zmagające się z syndromem stresu pourazowego, nie potrafi ubierać swoich przeżyć w słowa. Eric ewidentnie do niego należy. Jego przeszłość nabiera kształtu wyłącznie w serii retrospekcji, które Teplitzky systematycznie i w dosyć szczególny sposób wprowadza do fabuły. Wielu twórców operujących retrospekcjami stara się porządkować strukturę swoich filmów malując przeszłość w czerni-bieli lub sepii, teraźniejszość portretując w nasyconych barwach. Teplitzky zmienia perspektywę. Współczesność Erika i Patti jest otulona szarością. Akcja rozgrywa się na przełomie jesieni i zimy w wietrznym, nadmorskim Edynburgu. Wszystkie wspomnienia Erica toną w słońcu, żółcieniach i zieleniach. Nie teraźniejszość, a przeszłość jest więc w tym filmie żywa. Reżyser stawia przed dwójką bohaterów niezwykle trudne zadanie – chce, by odwrócili tą zależność. Oboje zaczynają więc walczyć z bolesnymi wspomnieniami. Jak w wielu filmach, tak i w „Drodze do zapomnienia” najciekawsze
jest finałowe spotkanie kata i ofiary. To kolejny moment, w którym Teplitzky próbuje odwracać role i zmieniać punkty widzenia. Nieźle sobie z tym radzi, na pewno wzrusza i w nienachalny sposób mówi o potrzebie wybaczania. Po „Scenach zbrodni” Joshua’y Oppenheimera żadne odwrócenie ról nie będzie już jednak miało takiej mocy, nie będzie robiło takiego wrażenie i z taką siłą nie będzie paraliżowało widzów.