Trwa ładowanie...
d3ma91m
14-07-2010 16:05

Operacja się udała...

d3ma91m
d3ma91m

Dagur Kari jest na niebezpiecznie dobrej drodze do ostatecznego skonwencjonalizowania i zaprawienia zbędną pretensją dumnej przecież idei kina niezależnego. Jego trzeci, po "Noi Albinoi" i "Zakochani widzą słonie", film przybiera pozę wypracowanego w pocie czoła i ograniczonych zasobów własnej skarbonki wyznania, ale na właściwy sukces pracują tu banał i pretekstowość, którym bliżej do sztampowych hollywoodzkich komedii puszczanych latem w telewizji.

Lucas (Paul Dano)
, młody i bezdomny nieudacznik oraz Jacques (Brian Cox)
, podstarzały złośliwiec, poznają się w szpitalu. Pierwszy trafia tam po nieudanej próbie samobójczej, drugi w wyniku piątego już zawału. Gdy leżą na sąsiednich łóżkach, metafora staje się aż nadto czytelna - oto złe i dobre serce, jedno musi skonsumować drugie. Opcji jest niewiele - niegodziwy Jacques może przelać swoje pretensje na Lucasa, albo ulec jego zaraźliwej poczciwości. Jest też trzecia możliwość - ta najbardziej oczywista i niedorzeczna, którą odrzucamy tak długo, jak długo pozwala na to nieuchronne, policzkujące inteligencję zakończenie.

Problemem Kariego nie jest jednak przewidywalność, a wszystko co spina motywowana nią klamra. Paradoksalnie, reżyser nie ma serca. Swych bohaterów splata ze sobą, wystawia na próby, poddaje presji, ale ich żywoty świadomie czyni nieważnymi.

Jacques, będąc w obliczu niechybnej śmierci, postanawia uczynić Lucasa swoim spadkobiercą. Przyucza go więc do zawodu barmana, gdzieś w nieprzyjaznych zakamarkach zapuszczonej knajpy. Zasady są proste - nie obsługujemy ludzi z ulicy, nie nawiązujemy znajomości z klientami, nie prowadzimy działalności charytatywnej. Nie, nie, nie... Oczywistym jest, że obecność Lucasa ma te nawyki przełamać. Nauczyć starca żyć na nowo, a samemu chłopakowi pomóc docenić otaczający świat.

d3ma91m

I, z czasem, tak się właśnie dzieje. Fabuła nie wyłamuje się z pospolitego schematu zbawiennego współoddziaływania odległych sobie jednostek, przechodząc kolejno przez wrogość, docenienie i akceptację, by na końcu stworzyć w tej relacji niczym nieuzasadnioną wyrwę.

Konfrontacja bezczelnie wdzięcznych, wykluczonych ze społecznej funkcjonalności samotników jest więc zwyczajnie pretekstowa. Jacques i Lucas, niczym marionetki na sznurkach, służyć mają taniej uciesze. Pierwszy jest spektakularnie opryskliwą machiną werbalnej ofensywy, drugi łaskocze swym dobrodusznym wycofaniem. Owszem, Jacques poirytowany taśmą z technikami relaksacyjnymi i Lucas ulegający wszystkim i wszędzie, wywołują uśmiech. Ale skupienie na obranych przez nich postawach napędza z kolei irytację.

Operacja, jeśli tak nazwać anglojęzyczny debiut Islandczyka, się udała: film jest odpowiednio wystylizowany, koncertowo zagrany i miejscami nawet zabawny. Ale czy na pewno użyto właściwych narzędzi? W końcu pacjent zmarł.

d3ma91m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ma91m