Piotr Adamczyk: Ten sezon był super

Chciałbym chodzić na dwóch nogach. Obie – sztuka wyższa i popularna są ważne, a najważniejsza jest równowaga między nimi. Dlatego staram się działać wszechstronnie – to mnie najbardziej kręci w tym zawodzie. Aktor może być zarówno zabójcą i świętym, grać w filmach bardzo poważnych i lekkich” – mówi aktor sezonu 2007/2008.

* ANITA ZUCHORA:Dostał pan Złotą Kaczkę dla najlepszego aktora. Co oznacza dla pana wyróżnienie od widzów?
*
PIOTR ADAMCZYK:To najważniejszy rodzaj nagród. I potwierdzenie słuszności moich wyborów. Jestem szczęśliwy, że zaskarbiłem sobie sympatię widzów. I, oczywiście, bardzo dziękuję im za to wyróżnienie.

Piotr Adamczyk: Ten sezon był super

14.10.2009 15:12

AZ: Widać, że polska publiczność wypuściła pana z pudełka z napisem „Papież”. W końcu dostał pan nagrody za dwie role komediowe: w „Lejdis” i „Nie kłam, kochanie”.
PA:Na mojej Kaczce jest napisane, że to nagroda za sezon. żartuję więc, że jestem aktorem sezonowym, a ten sezon był dla mnie bardzo dobry. Mam świadomość, że swoimi komediowymi rolami zaskoczyłem widzów, bo pewnie poznali mnie wcześniej w roli Papieża. Ale udział w komediach nie był dla mnie nowym doświadczeniem. Zawsze je lubiłem, już w ognisku teatralnym u państwa Machulskich. Wróżono mi zresztą rolę aktora farsowego. W komediach podoba mi się to, że ocena odbywa się na gorąco – jak publiczność się śmieje, jest dobrze.

* AZ:* To nie jedyna pana nagroda ostatnio. Został pan producentem i od razu pierwszy wyprodukowany przez pana film Giacomo Battiato „Rezolucja 819” odniósł sukces na festiwalu w Rzymie. Co sprawiło, że został pan producentem?
PA: To niesamowita historia. Giacomo zadzwonił do mnie jakiś czas temu z prośbą, żebym pomógł mu znaleźć polskiego koproducenta, bo w filmie, który planował nakręcić, o dochodzeniu w sprawie masakry w Srebrenicy, znalazł polski wątek. W identyfikacji ofiar brała bowiem udział polska doktor patolog Ewa Klonowski, która na dodatek straciła bliskich w Katyniu, więc i ten temat znalazł się w scenariuszu.

AZ:A pan postanowił sam się tym zająć. Założył pan firmę producencką właśnie dla „Rezolucji 819”, czy planował pan to wcześniej?
PA: Myślałem o tym wcześniej, ale ten scenariusz mnie zmobilizował. Po przeczytaniu go uświadomiłem sobie, że jest w nim ogromny potencjał. Zresztą moje obowiązki jako współproducenta nie były zbyt wyczerpujące. Zająłem się głównie organizacją. Ogromnie pomógł mi TVN. To oni sfinansowali całą polską część. Udało się zaprosić do udziału w filmie Karolinę Gruszkę, zorganizować dzień zdjęciowy w Warszawie. A potem nieoczekiwanie film dostał nagrodę – i to nagrodę publiczności – na festiwalu w Rzymie. Na tym festiwalu to najważniejszy laur. Zawsze mówię, że jestem w czepku urodzony.

AZ: Dlaczego Karolina Gruszka? Poza tym, oczywiście, że świetnie mówi po francusku, co bardzo przydało się w filmie.
PA:Giacomo Battiato marzył właśnie o niej. Poznał ją i zapamiętał podczas poszukiwania obsady do filmów o Janie Pawle II. Wtedy nie doszło do ich współpracy. Teraz chciał, żeby to właśnie ona zagrała w jego filmie. I udało się.

AZ:Co sprawiło, że zaczął pan w ogóle myśleć o produkcji? Polscy producenci się nie sprawdzają?
PA: Udział w obu filmach o Karolu Wojtyle pozwolił mi wyciągnąć prosty wniosek: polscy producenci nie potrafią wykorzystać polskiego potencjału. Aby zrealizować ten film, włoski producent wykorzystał polską ekipę, polskie plenery, polskiego bohatera i polską historię. Czasami przy okazji „Człowieka, który został Papieżem” i „Papieża, który pozostał człowiekiem” pisze się, że to włosko- -polska koprodukcja, ale to nieprawda. Mogło być inaczej. Włosi szukali współproducenta w Polsce, ale, niestety, nie znaleźli.

AZ: Co zamierza pan jako producent?
PA: Uważam, że są potrzebne filmy o nas dla zagranicy. Nie umiemy opowiadać Światu o zawiłościach naszej historii. Choćby o wojnie. Jednocześnie narzekamy, że Świat niewiele o nas wie, z czego potem wynikają takie określenia jak „polskie obozy koncentracyjne”. Jeden dobry film oglądany na całym Świecie może więcej zrobić niż tysiąc not dyplomatycznych. Przekonałem się o tym przy okazji filmów o Papieżu. Jeszcze teraz dostaję listy z najdalszych zakątków Świata: z Dominikany, Boliwii, Panamy... Zresztą wielokrotnie w wywiadach mówiłem o tym i namawiałem polskich producentów do zapraszania zagranicznych twórców do współpracy, ale – jak widać – niewiele z tego wynikło. Pomyślałem więc, że może trzeba to zrobić samemu.

AZ: W Ameryce aktorzy zakładają filmy producenckie głównie po to, by produkować filmy, w których sami grają. To znaczy mieć na nie wpływ. Taki jest pana zamiar? PA: Także. Już kilka takich produkcji jest w toku. Rzeczywiście, aktora zaprasza się do pracy przy filmie bardzo późno. Właściwie na samym końcu przygotowań, kiedy wiele decyzji dawno już zapadło. Wielokrotnie żałowałem, że nie mogłem wypowiedzieć się i mieć wpływu na swojà rolę wcześniej.

AZ: Dlaczego chciał pan produkować film Battiato o śledztwie w sprawie masakry w Srebrenicy?
PA: „Rezolucja 819” dotyka bardzo trudnego tematu, ale nie jest filmem niszowym. To bardzo prosty film, ale głęboki. Zdaję sobie sprawę, że o tym, co działo się czy dzieje w Ruandzie, Bośni, Czeczenii czy Tybecie słyszymy na co dzień. I zazwyczaj, choć robi to na nas wrażenie, zaraz potem wracamy do swoich zajęć. Ale kiedy poprzez film nawiązujemy relację z bohaterami i widzimy tę sytuację ich oczami, porusza nas to o wiele głębiej. Tu postrzegam wyższy cel, jaki może realizować kino. Bo świadomość, którà dzięki takim filmom zyskujemy, jest cenna. Wierzę, że Świat bez wojen jest możliwy. I wierzę, że kino może się temu przysłużyć.

AZ: Nagroda dla „Rezolucji 819” w Rzymie dowodzi, że w wypadku tego filmu udała się trudna sztuka znalezienia równowagi między wagą tematu a atrakcyjnością dla widza. Takie filmy będą pana interesowały jako producenta?
PA: Jak powiedziałem, odbierając tegoroczną Złotą Kaczkę, chciałbym chodzić na dwóch nogach. Obie – sztuka wyższa i popularna są ważne, a najważniejsza jest równowaga między nimi. Dlatego staram się działać wszechstronnie – to mnie najbardziej kręci w tym zawodzie. Aktor może być zabójcą i Świętym, grać w filmach bardzo poważnych i lekkich. Tak samo wszechstronnie chciałbym działać jako producent. Podobnie myślę o sztuce – chociaż nie znam się na malarstwie, najbardziej cenię tych twórców, którzy zaskakują.

AZ: „Rezolucja 819” szybko trafi do polskich kin?
PA: Mam taką nadzieję. Na razie prowadzimy rozmowy z dystrybutorami. Choć, oczywiście, tutaj wchodzą w grę ich subiektywne oceny – czy pokazanie go w polskich kinach będzie się opłacało, czy nie.

AZ: Mówił pan o wszechstronności jako swoim celu. To powód, dla którego decyduje się pan na udział w dubbingu?
PA: Tak, bo to szansa dotarcia do różnorodnej publiczności. Ostatnio chłopiec na ulicy zawołał: „O, Zygzak McQueen!”, bo rozpoznał mój głos. Poza tym praca przy filmach animowanych to ogromna przyjemność. Są tak dopieszczone, że aż czasem zazdroszczę rysowanym aktorom warunków, w jakich pracują. Niedługo w naszych kinach będzie miała premier ę kontynuacja „Madagaskaru”, więc moja przygoda z Żyrafą Melmanem nadal trwa. Mogę zdradzić, że wiele zmieni się w jego życiu, bo będzie zakochany.

AZ:Ostatnio dostał pan także Złoty Mikrofon – nagrodę za role w Teatrze Polskiego Radia. PA: Ktoś mi niedawno wydrukował listę ról, jakie zagrałem w teatrze radiowym i ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest ich prawie osiemset. Jestem bardzo przywiązany do teatru radiowego, bo wychowałem się na nim. Poza tym rola radiowa to wyzwanie dla aktora. Jedynym Środkiem ekspresji, jaki może wykorzystać, jest głos. Nie bez powodu radiowe przedstawienia nazywa się „teatrem wyobraźni”.

AZ: Jak zapowiada się dla pana następny sezon?
PA: Nieźle. Mam tylko nadzieję, że widzowie nie stwierdzą, że wyskakuję im z lodówki. Jeśli tak, to z góry przepraszam i postaram się wyskakiwać w różnym stylu. Pojawię się w wysokobudżetowym serialu TVN „Naznaczony”. To będzie thriller połączony ze sprawami nie z tego Świata. Zagram głównego bohatera, racjonalnego matematyka o ścisłym umyśle, który będzie musiał rozwiązać pewną zagadkę. Będzie mu trudno, bo nie wszystko, co się wydarzyło, da się racjonalnie wyjaśnić. W kinie będzie można mnie zobaczyć w komedii familijnej, która jeszcze nie ma tytułu, i horrorze „Czeluskin 2”, który rozgrywa się na Syberii. Mam też nadzieję, że uda się sprowadzić do Polski portugalski film „Drugie życie”, w którym zagrałem główną rolę i którego jestem współproducentem.

AZ: Jak pan trafił do portugalskiego filmu?
PA: Banalnie. Okazało się, że jego reżyser, Portugalczyk, Nicolau Breyner, mieszka tak- że w Szczecinie i zna mnie jako aktora. „Drugie życie” to ciekawa historia – każdy pewnie miał taki moment w swoim życiu, kiedy zastanawiał się, co by się stało, gdyby podjął inną decyzję w jakimś ważnym momencie. Miałem okazję zagrać właściwie dwie różne osoby: cynika i człowieka spełnionego, bo jak się łatwo domyślić, każda z wersji decyzji miała inny wpływ na jego życie i jego samego. W filmie gra również Lucia Moniz, znana z filmu „To właśnie miłość”, i piłkarz Louis Figo.

AZ: Przyjemne towarzystwo. Myśli pan, że zbliża się moment, kiedy polscy aktorzy staną się bardziej międzynarodowi, a przynajmniej europejscy?
PA:Myślę, że to już się dzieje. Młodzi aktorzy mówią coraz lepiej w językach obcych. Zagraniczni producenci i reżyserzy nie są już tak niedostępni i bywają w Polsce. W końcu jesteśmy z powrotem w Europie. Zresztą mam na to dowód – ostatnio pewna Włoszka podeszła do mnie na ulicy w Rzymie i powiedziała, że bardzo podobała się jej moja rola w „Testosteronie” oraz, że bardzo lubi film „Sztuczki”.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)