100 mln dol. Film prawie zatopił karierę reżysera
Jeden z najwybitniejszych dreszczowców wszech czasów i pierwszy wakacyjny blockbuster kończy pół wieku. "Szczęki" uczyniły Stevena Spielberga złotym chłopcem Hollywood.
"Szczęki" to klasyk kina grozy i filmów spod znaku ryzykownej przygody, który połączył letnią rozrywkę z artystycznym wymiarem kina. Sukces kasowy przekraczający 100 milionów dolarów otworzył erę blockbusterów – hollywoodzkich superprodukcji wypuszczanych w okresie letnim. Wyznaczył ponadto trend na filmy o rekinach, które powracają niczym bumerang w każde wakacje: od "Piekielnej głębi" przez graniczące z absurdem "Rekinado" do "Meg".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na te filmy czekamy. Szykują się prawdziwe hity
Dzieło Spielberga stanowiło istną kontynuację lovecraftowskiego lęku przed tajemniczym niebezpieczeństwem skrytym w oceanicznych głębinach. Tym razem odbiorcy nie drżeli ze strachu przed Cthulu, a realnym drapieżnikiem ludojadem. Historia, którą zainspirowały prawdziwe ataki rekinów z początku XX wieku, wypada tak świeżo po latach ze względu na zawartą w niej uniwersalną prawdę – publiczność najbardziej boi się tego, czego nie widać.
Ocean strachu
Podstawą scenariusza "Szczęk" była bestsellerowa powieść Petera Benchleya o tym samym tytule. Zarówno autora literackiego pierwowzoru, jak i twórców filmowych zainspirowały prawdziwe ataki rekinów w New Jersey z 1916 roku. Między 1 a 12 lipca zginęły wówczas cztery osoby, a jedna została ciężko ranna w wyniku starcia z ludojadem. Amerykańskie władze długo ignorowały zagrożenie i wstrzymywały się z zamknięciem plaż dla korzyści płynących z turystyki, co później wybrzmi w ironicznym tonie na ekranie.
Akcja "Szczęk" toczy się w fikcyjnym kurorcie Amity, gdzie wakacyjna sielanka zostaje przerwana z powodu brutalnych ataków rekina ludojada. W obliczu opieszałości służb szeryf Martin Brody postanawia na własną rękę rozprawić się z drapieżnikiem. Z pomocą łowcy rekinów Quinta i oceanografa Matta Hoopera wyrusza na zwodnicze polowanie.
Starcie w pełnym morzu okazuje się nie tylko emocjonującą historią z dreszczykiem, ale przede wszystkim opowieścią o ludzkiej determinacji, odwadze i buncie. Skrajne osobowości trójki głównych bohaterów sportretowanych kolejno przez Roya Scheidera, Roberta Shawa oraz Richarda Dreyfussa odsłaniają przed nami różne typy męskości – od honorowego i oddanego najbliższym społecznika po szorstkiego, choć w tajemniczy sposób chwytającego za serce "łotra". To wszystko sprawia, że "Szczęki" przerastają obraz brutalnej natury i strachu, stając się wielowymiarową produkcją o uniwersalnej problematyce.
Podwodna pułapka
Ataki rekina ludojada pobudzają wyobraźnię publiczności, gdyż szarża zostaje przedstawiona bez krwawych szczegółów. Przez większość fabuły (z wyłączeniem kulminacyjnego starcia) rekin pozostaje w ukryciu przed widzem. Niejednokrotnie pojawiają się też sugestywne ujęcia oddające perspektywę spojrzenia drapieżnika. W tych sekwencjach wiele sobie dopowiadamy, a lęk przyjmuje wymiar psychologiczny.
Jak na ironię, nie był to zamierzony efekt twórców, a konsekwencja psującej się atrapy żarłacza. Mechaniczny rekin ochrzczony przez ekipę "Szczęk" jako Bruce nieustannie ulegał awariom. Odmawiał posłuszeństwa zwłaszcza w ujęciach realizowanych pod wodą, a te przecież dominowały w dreszczowcu o czyhającym na turystów morskiego kurortu zagrożeniu.
Warto podkreślić, że ujęcia powstawały w naturalnych plenerach u wybrzeży stanów Massachusetts i Kalifornia, a także w Australii. Dziś operatorzy zamknęliby się w studyjnym basenie, który na etapie postprodukcji przybrałby wizerunek akwenu, ale pięćdziesiąt lat temu ekipa Spielberga pracowała w spartańskich warunkach. Sam reżyser omal nie utonął podczas jednego dnia zdjęć na otwartym i nieprzewidywalnym oceanie. W rezultacie otrzymaliśmy jednak ponadczasowy realizm, który w przeciwieństwie do wciąż zmiennych efektów specjalnych nie zestarzał się po latach od premiery.
Historyczny sukces
Na planie Steven Spielberg obawiał się, że jego dni w Fabryce Snów są policzone. Zdjęcia nieustannie się przedłużały, sprzęt się psuł, a chaotyczna pogoda utrudniała pracę w terenie. Wytwórnia Universal groziła wstrzymaniem produkcji z obawy przed porażką box office’u. Nikt nie spodziewał się tak wielkiego sukcesu "Szczęk".
Film stał się przepustką Spielberga na hollywoodzki firmament. Z czasem zachwycił kinomanów serią o Indianie Jonesie, "E.T." czy "Parkiem Jurajskim". Dziś jest twarzą ambitnego kina przygodowego i nowatorskich rozwiązań. Jako jeden z pierwszych amerykańskich twórców odsłonił przed nami nowy wymiar kina rozrywkowego, w którym lekka forma nie oznacza technicznej opieszałości.
Spielberg – wielki miłośnik dorobku Alfreda Hitchcocka – doskonale wiedział, jak łączyć komercję z artyzmem środków wyrazu. W "Szczękach" oddał zresztą hołd mistrzowi suspensu, wprowadzając słynne dolly zoom. To wizualny zabieg dający efekt niezmienionego pierwszego planu na zmiennej perspektywie tła po raz pierwszy zaprezentowany w "Zawrocie głowy" Hitcha.
Drugie dno
Triumf "Szczęk" doprowadził do powstania całej serii o niebezpiecznym, choć mało realistycznym rekinie. Ekranowy żarłacz biały zdaje się bowiem obdarzony nadzwyczajną inteligencją i w końcu schematem działania zemsty, co kłóci się z prawdziwą naturą stworzenia. Kolejne wariacje na temat "Szczęk" nie były już jednak reżyserowane przez Stevena Spielberga, a z kolejną częścią mogliśmy zauważyć odejście od sprecyzowanej sztuki filmowej na rzecz zwykłej rozrywki.
Niemniej jednak franczyza "Szczęk" licząca łącznie cztery produkcje stała się kultowa. Ale komercyjny (i artystyczny w przypadku pierwszej części) sukces kryje drugie dno. Nie sposób pozostać obojętnym na zmasowane polowania na rekiny po 1975 roku, które doprowadziły do zdziesiątkowania ich populacji wzdłuż amerykańskiego wybrzeża.
Zaprezentowany na ekranie negatywny i wielce krzywdzący wizerunek fascynujących zwierząt nie tylko zachęcił do połowów na nie, ale według statystyk miał też utrudnić walkę ekologów o objęcie ich należytą ochroną. Zjawisko nosi nazwę "efekt Szczęk" i jest przykrym zwieńczeniem pracy Spielberga oraz pisarza Petera Benchleya. Ten drugi do końca życia wspierał organizacje na rzecz ochrony morskiego ekosystemu.
Sekta i "Syreny" wśród hitów Netfliksa, mocne sceny w "I tak po prostu", genialne "Mountainhead" i wielka wojna gigantów w kinach. Co dzieje się w "Mission Impossible" i ile tam Marcina Dorocińskiego? O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: