Sumienny rozrachunek z przeszłością
Wojna w Iraku i w Afganistanie trwa już ponad pięć lat, ale dopiero teraz kino amerykańskie zaczyna się z nią rozliczać.
09.05.2008 17:46
"W dolinie Elah" Paula Haggisa to najlepszy z dotychczas nakręconych filmów rozrachunkowych. Może nie jest to kino błyskotliwe, ale solidnie zrobione. Nie jest przegadane tak, jak „Ukryta strategia“ i nie zmierza w kierunku efekciarsko-sensacyjnym, jak „Królestwo“.
Nie ma w tym filmie scen batalistycznych. Nie słyszymy strzałów i nie widzimy krwi. Irak pojawia się w formie krótkich migawek. Ale toczona w nim wojna jest w tym filmie boleśnie obecna. Powraca w formie nieostrych amatorskich filmów wideo i urywanych komentarzy żołnierzy. Nie chodzi o fizyczne zniszczenia, jakie ze sobą niesie, ale o spustoszenia, jakich dokonuje w psychice zarówno żołnierzy, jak ich bliskich.
Do „W dolinie Elah“ pasuje hasło, którym reklamowano kiedyś „Pluton“ Olivera Stone’a – niewinność jest pierwszą ofiarą wojny. Niewinność tracą amerykańscy chłopcy, wysyłani na niezrozumiałą dla nich wojnę. Niewinność tracą ich rodzice, kiedy wojna odsłania przed nimi naturę ich dzieci, jakiej wcześniej nie znali. Wreszcie niewinność traci cały kraj, coraz bardziej wątpiąc w sens prowadzonej wojny.
„W dolinie Elah“ to historia Hanka Deerfielda, emerytowanego wojskowego, który próbuje rozwiązać zagadkę śmierci swojego syna. Kilka dni po powrocie z Iraku, chłopak znika z bazy wojskowej. Wkrótce policja znajduje jego nadpalone szczątki. Wojsko chce zatuszować sprawę. Hank nie zamierza jednak odpuścić, choć odkrycie prawdy będzie dla niego bardziej bolesne niż mógłby się spodziewać.
W trakcie swojego śledztwa Hank przechodzi różne stany emocjonalne – od rozpaczy poprzez gniew i poczucie beznadziei do próby zrozumienia powodów zbrodni. Jest w tym zapisie emocji alegoryczne odbicie faz, przez które przechodzi amerykańskie społeczeństwo skonfrontowane z prawdą o swojej obecności w Iraku.
Hanka gra Tommy Lee Jones, który jest jak wino. Im starszy, tym lepszy. Jego rola w filmie Haggisa to majstersztyk. W sposób niezwykle oszczędny, jeśli chodzi o środki wyrazu, a przez to tak fascynujący, potrafił pokazać cały dramat swojego bohatera. Jeszcze długo po wyjściu z kina pamiętałam wyraz jego oczu, kiedy Hank poznaje prawdę o swoim synu.