Szczur-indywidualista o znakomitym powonieniu
Szczur i kuchnia – wydawałoby się – to nie najlepsze połączenie. A tymczasem z tego miksu wyszedł jeden z najlepszych filmów tego roku i jedna z najlepszych animacji ostatniej dekady!
Głównym bohaterem filmu jest – co już pewnie dobrze wiecie, bo film był ostro promowany – szczur imieniem Remy, który znacznie odbiega od szczurzej masy. Nie tylko inteligentny i obdarzony znakomitym powonieniem, ale także szczur-indywidualista. Nie odpowiadają mu typowe szczurze przysmaki ze śmietnika. Lubi dobrą kuchnię i sam jest urodzonym kucharzem. Marzy mu się kucharska sława.
Sojusznika w spełnieniu marzeń znajduje w fajtłapowatym kuchciku. Początki ich przyjaźni co prawda nie są zachęcające. Ale w końcu ten nietypowy duet wywróci do góry nogami kuchnię pewnej paryskiej restauracji, która kiedyś należała do najlepszych, ale po stracie dwóch gwiazdek mocno podupadła…
„Ratatuj“ powstał w wytwórni Pixar, której fanom animacji przedstawiać nie trzeba. I jest powrotem wytwórni do formy po słabszych „Autach“. Scenariusz jest dowcipny i bez pustych miejsc. Rozwój wydarzeń nie przyprawia o zadyszkę, bo film koncentruje się na bohaterach, a nie akcji.
Oczywiście gwiazdą filmu jest szczur Remy. To wcale nie jest taka zwyczajna postać z kreskówki. To osamotniony w swoim geniuszu artysta. Remy ma świadomość, że swoimi marzeniami... rozczarowuje bliskich. Ma też poczucie obowiązku i rodzinnych zobowiązań. Ale jednocześnie nie chce rezygnować z planów, a przede wszystkim z marzeń. Równie ciekawie prezentują się drugoplanowi bohaterowie (choćby cudownie wredny krytyk kulinarny Anton Ego), choć nie są już tak złożonymi postaciami.
Od strony wizualnej film także robi wrażenie – bardzo dobra animacja (szczurze futro wygląda jak prawdziwe), jazdy kamery jak w kinie fabularnym. Udała stylizacja na kino francuskie sprzed kilkudziesięciu lat. Jest coś w klimacie „Ratatuja“, stylizacji, stronie wizualnej, co natychmiast przywodzi na myśl stare, dobre komedie francuskie z Bourvilem czy Louisem de Funes (który zresztą miał też w dorobku kulinarną komedię, „Skrzydełko czy nóżka“).
Postać Skinnera, niskiego złośnika, który trzęsie restauracyjną kuchnią, bez wątpienia była inspirowana występami de Funesa.
Oczywiście w filmie nie zabrakło obowiązkowej dla kina familijnego dawki treści dydaktycznych i krzepiących – o potrzebie bycia sobą w każdej sytuacji, o mocy marzeń i przyjaźni. Ale zostały podane w tak smakowitej formie, że przełknie je gładko największy nawet cynik.
Przymiotnika „smakowity“ użyłam zresztą z pełną premedytacją. Na „Ratatuja“ warto wybrać się z pełnym żołądkiem. Choć serwowane w filmie dania są rysowane, wyglądają bardzo apetycznie. Już w połowie filmu zrobiłam się okropnie głodna.