Szymon Jakubowski: Zrobiłem film w konwencji współczesnej baśni
O nowym filmie "Jak żyć" opowiada reżyser i autor scenariusza do filmu Szymon Jakubowski
05.06.2008 18:33
Joanna Sawicka: "Jak żyć?” to Twój debiut fabularny. Jak praca z aktorami i ekipą przy tym projekcie różniła się od Twoich wcześniejszych doświadczeń filmowych?
Szymon Jakubowski: Praca przy krótkim metrażu to przede wszystkim permanentny brak funduszy na cokolwiek. Na scenografie, gaże aktorskie, wynajem obiektów, kostiumy, transport i dziesiątki szczegółów. Budżet filmu fabularnego pozwala rozbujać wyobraźnię, zaprosić ulubionych aktorów, poszukać interesujących lokacji i, co ważne, zbudować zespół profesjonalistów. To w zasadzie podstawowa różnica. Poza tym jest podobnie. Podobna adrenalina na planie, podobne problemy, zdobywanie zaufania ekipy.
Dla mnie praca przy "Jak żyć ?" to przede wszystkim była okazja do sprawdzenia się warsztatowo.
26 dni zdjęciowych, ciężki sprzęt, rozmach inscenizacyjny no i 33 lokacje, co w remontowanym obecnie Krakowie było sztuką prawie cyrkową do zrealizowania w niecały miesiąc. Do realizacji filmu zaprosiłem ludzi, z którymi wcześniej już pracowałem, więc tu nie było mowy o przypadku i niespodziankach. Paweł Dyllus to operator, z którym pracowałem jeszcze w szkole filmowej, podobnie montażysta Wojtek Słota, czy scenografka Justyna Krzepkowska. Znamy się kawał czasu i nierzadko porozumiewamy bez słów, co niejednokrotnie ratowało nas z opresji.
Faktycznie trochę inaczej było z aktorami. Budżet filmu, co było miłą nowością, pozwolił na zdjęcia próbne i castingi, gdzie właśnie odnalazłem głównego aktora Krzysztofa Ogłozę. Krzysztof dostał tekst i zamiast czytać, natychmiast zaczął kombinować. Już wtedy wiedziałem, że to moja postać. Jego zaangażowanie i kreacja już na próbach nie dawały wątpliwości, że zbuduje świetną rolę.
Podobnie było z Anią Cieślak. Anka cierpliwie zapraszała nas do siebie do mieszkania i tam spokojnie rzeźbiliśmy sobie pierwsze relacje między bohaterami, ich wzajemny rozwój i przebieg. To było naprawdę wyjątkowe spotkanie. Od początku między aktorami iskrzyło i aż się chciało pracować.
Do ról drugoplanowych starałem się zaprosić aktorów, których od dawna podglądam (Mieczysława Grąbkę, Andrzeja Grabowskiego, Krzysztofa Globisza) i których cenię za ciężką pracę, jaką wkładają w swoje role lub tych, z którymi już wcześniej pracowałem w trakcie realizacji etiud studenckich. Bardzo mi zależało, żeby ci ludzie, którzy nie odmówili grać studentowi, nie rzadko za darmo, teraz pojawili się w moim debiucie kinowym.
Magda Walach, Sonia Bohosiewicz, Eryk Lubos to dla mnie oczywisty przykład na to, że aktorom przede wszystkim zależy na graniu ciekawych ról a nie na zarabianiu pieniędzy. Za co im raz jeszcze serdecznie dziękuję.
Joanna Sawicka: Jesteś nie tylko reżyserem, ale też i autorem scenariusza do „Jak żyć?”. Co skłoniło Cię do wyboru takiej właśnie tematyki i takiego, lekkiego i pogodnego, sposobu opowiedzenia historii dwojga młodych ludzi?
Szymon Jakubowski: Sam oglądam bardzo dużo filmów i to od lat. To pasja, która przeszła przez filmoznawstwo, a skończyła się w szkole filmowej. Przez te lata obejrzałem naprawdę setki filmów. I szczerze mogę powiedzieć, że do moich ulubionych reżyserów należą właśnie ci, którzy poważne tematy poruszali w sposób ciekawy i nieszablonowy. Takeshi Kitano, Wes Anderson, Tom Egoyan czy David Fincher to tylko nieliczne nazwiska, na które mogę się powołać.
Poza tym nie widzę nic złego w opowiadaniu historii w sposób lekki, jeśli ciągle pozostaje tą samą historią, która mnie zainspirowała do pracy. Film "Jak żyć?" to świadoma gra z konwencjami. Raz jest śmiesznie, kiedy indziej smutno, a kiedy trzeba dramatycznie. W trakcie przygotowań do filmu wiedziałem, że realizację trzeba wynieść trochę na poziom pewnej umowności.
Dlatego zdecydowałem się napisać scenariusz w konwencji takiej współczesnej baśni. Mamy tu bohatera, który staje przed zadaniem rozwiązania problemu. Ponieważ sam nie ma zbyt wiele doświadczeń życiowych wyrusza o pomoc do swoich 3 wujków (takich baśniowych 3 wróżek), którzy właśnie radzą bohaterowi „jak żyć”. Uzbrojony w nową wiedzę bohater sam musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. A jak to mu się uda, to już warto zobaczyć w kinie.
Podczas pisania scenariusza wydawało mi się, że właśnie konwencja baśni będzie tu najlepszym rozwiązaniem. Zgeneralizuje problemy, ściągnie je do pewnych metafor, w końcu da nadzieje, jak to baśń, na lepsze jutro. Znam tradycje polskiego kina i wiem, że kino gatunkowe nigdy nie miało lekko u polskich widzów, choć trzeba obiektywnie przyznać, że ostatnio zaczyna ulegać to zmianie. Dlatego w wybranej przez siebie konwencji próbowałem pogodzić nasz polski, społeczny charakter kina z tą gatunkową umownością, jaką budują bohaterzy i przebieg opowiadania. Taki kompromis: żeby widz był syty i twórcy cali.
Joanna Sawicka: Po tym jak Ewa i Kuba dowiadują się, że zostaną rodzicami, zamiast zbliżyć się do siebie, paradoksalnie stopniowo zaczynają się od siebie oddalać. Dlaczego? Czy w pogoni za sukcesem tak łatwo zapomnieć o tym, co w życiu najważniejsze?
Szymon Jakubowski: Tak, to chyba oczywiste, że żyjemy w czasach, gdzie nie ma miejsca na słabości. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy, ktoś bardziej ambitny, ktoś pozbawiony skrupułów. Sam mam 30 lat i widzę, jak żyją moi przyjaciele i znajomi.
Zabiegani, w obowiązkach etatów próbują wieczorami łapać czas dla swoich dziewczyn, rodzin, przyjaciół i wychodzi to raczej z różnym skutkiem. Delegacje, szkolenia, wyścig szczurów o awans, wzajemne zawiści to codzienność ludzi pracujących w dużych korporacjach.
Podobnie jest i u nas w filmie. Bohater podejmuje decyzję - postanawia utrzymać swoją rodzinę, zapewnić dziewczynie i nadchodzącemu dziecku godne życie. Niestety, świat jest tak skonstruowany, że równowaga musi być zachowana. Coś za coś. I choć intencje Kuby (głównego bohatera) są czyste i szczere, świat upomina się o jego czas, energię i uwagę. Bohater w dobrej wierze poświęca coraz więcej czasu na pracę.
„Kupowany" gadżetami firmowymi powoli i niezauważalnie zaczyna być więźniem swoich własnych decyzji, a to oczywiście buduje naturalny konflikt z Ewą - jego dziewczyną, którą - nieświadomie - zostawia samą z ciążowymi problemami, lekarzami, samotnością.
Obecnie sam jestem ojcem prawie miesięcznego zucha i osobiście doświadczam tego, że nie można w życiu mieć wszystkiego, że trzeba podejmować więcej sprzecznych decyzji niż ująłem to w filmie.
I gdybym mógł cofnąć się w czasie do procesu pisania scenariusza, na pewno jeszcze bardziej skomplikowałbym bohaterowi życie, bo wystarczy wsłuchać się w opowieści najbliższych znajomych, żeby zorientować się, że nie żyjemy w idealnym świecie, gdzie panuje zawsze pozytywna równowaga.
Joanna Sawicka: O czym wobec tego tak naprawdę jest film „Jak żyć?” O dojrzewaniu do rodzicielstwa, poszukiwaniu autorytetów, nauce odpowiedzialności, pogoni za szczęściem …?
**Szymon Jakubowski: Chciałbym wierzyć, że nasz film jest o wszystkich tych rzeczach i jeszcze o kilku. Konwencja baśni narzuca pewne gatunkowe interpretacje i to jest oczywiste dla mnie jako twórcy i jednocześnie byłego krytyka filmowego. Jednak mam wrażenie, że na planie udało nam się wraz z aktorami dotknąć czegoś ponad to - jakiejś prawdy życiowej. Aktorzy naprawdę pięknie grali, wczuwali się w sytuacje, w problemy bohaterów na najwyższym poziomie.
Dlatego chciałbym wierzyć, że każdy widz jest w stanie odnaleźć w filmie coś dla siebie i jeśli nie przez samą historię z założenia oczywistą - w końcu akcja filmu trwa tyle ile ciąża to właśnie przez postawy postaci, uniwersalne problemy, o których opowiadamy i szczerość, z jaką to zrobiliśmy.
W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Popełniamy błędy, jesteśmy egocentryczni, kierujemy się własnymi potrzebami nierzadko raniąc innych. Szukając właściwych pomysłów niejednokrotnie kręcimy się w kółko, szukamy nie tam, gdzie trzeba, często przegrywamy.
Dojrzewanie, odpowiedzialność, pogoń za szczęściem, fałszywe rady i autorytety to tylko wierzchołek góry, która skupia się na jednym pytaniu - jak żyć? Wiele osób zadaje mi pytanie dlaczego na tytuł swojego filmu wybrałem "Jak żyć?". Pytają, czy to nie pretensjonalne, czy nie jestem za młody, żeby rościć sobie prawo do odpowiedzi na takie pytanie. Mój pomysł polega na tym, że w tym filmie nie szukam odpowiedzi na to, jak żyć, tylko próbuję się zastanowić, czy warto w ogóle o to pytać. Sama historia to prosta historia o 30-latkach żyjących tu i teraz we współczesnej Polsce.
Marzeniem jest sprawić, żeby w postaciach Kuby i Ewy widzowie mogli odnaleźć swoje problemy i utożsamić się z ich dylematami i decyzjami.
Żyjemy w czasach, gdzie z każdego bilboardu, na każdej stacji telewizyjnej jacyś obcy ludzie próbują pozornie nam wyjaśnić, jak żyć. Kup to - będziesz piękny, oglądaj to - będziesz mądry, konsumuj - będzie ci się żyło lepiej. Dla mnie siłą jest umiejętność spojrzenia na siebie z dystansem, umiejętność zadania sobie właściwego pytania a nie ciągłe szukanie odpowiedzi. W końcu może nie ma sensu tracić czasu na zadawanie pytania, jak żyć. Może po prostu trzeba żyć i zobaczyć, co się stanie.