Tomasz Sapryk był cieniem samego siebie. Choć operacja się udała, choroba odcisnęła na nim piętno
13.08.2017 10:27
Pewnego dnia zasłabł. Okazało się, że miał zawał serca. Niedługo potem lekarze wykryli u niego chorobę nowotworową. Całe szczęście, dzięki wsparciu kochającej rodziny, Saprykowi udało się wrócić do formy. I znów chętnie staje przed kamerami. Niedawno mogliśmy zobaczyć go w „Wołyniu” Wojciecha Smarzowskiego, gdzie stworzył przejmującą rolę.
Dzieciństwo bez ojca
Urodził się w Warszawie, w szczęśliwej i kochającej się rodzinie. Sielankę przerwała jednak przedwczesna śmierć ojca, który zmarł na zawał.
- Mama była szalenie zapracowaną osobą. Niemniej bardzo wspierała mnie we wszystkich moich wyborach. Zawsze czekała na mnie z ciepłym obiadem i to nawet, gdy wracałem do domu o północy, bo zdarzyło mi się np. przesadzić z winem – wspominał w gazecie "Świat i ludzie". I dodawał, że w dzieciństwie uchodził za prawdziwego rozrabiakę.
- Byłem tym najmłodszym w rodzinie, takim ananaskiem! Pewnie dlatego miałem taryfę ulgową i mama miała dla mnie wyjątkową dozę wyrozumiałości.
Najlepsza życiowa decyzja
Po maturze Sapryk zdecydował się studiować aktorstwo w warszawskiej PWST. Swoją przyszłą żonę, Alicję, poznał w zasadzie dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu. Dzieliły ich cztery lata; kiedy ona zaczynała pierwszy rok, on był już absolwentem.
- Mimo to z Jackiem Braciakiem musieliśmy sprawdzić, jakie fajne dziewczyny przyszły do szkoły - wspominał w "Twoim Stylu".
Alicja od razu wpadła mu w oko, oświadczył się, a niedługo potem wzięli ślub. Jak twierdził aktor, była to jedna z najlepszych decyzji w jego życiu.
Małżeńskie uzależnienie
Saprykowie uchodzą za małżeństwo idealne, razem wychowują trójkę dzieci i są praktycznie nierozłączni.
- Jesteśmy od siebie uzależnieni – podkreślał w "Świat i ludzie". - Ilość połączeń telefonicznych wykonanych z małżonką w ciągu dnia jest na granicy uzależnienia. Konsultujemy się we wszystkich sprawach.
Nie kryje, że wiele jej zawdzięcza i bez niej prawdopodobnie nie byłby tą samą osobą.
- Alicja jest szalenie atrakcyjną, a do tego bardzo mądrą kobietą – dodawał. -* I przez nią ja też muszę stale trzymać poziom. To ona nie daje mi się rozpuścić i rozgwiazdorzyć. Trzyma mnie w pionie.*
Aktor pełną gębą
Sapryk nie kryje, że kocha swoją pracę i rzadko kiedy bierze sobie wolne.
Przed kamerami zadebiutował w 1988 r., w serialu "Crimen". Pojawił się też w "Aby do świtu", "Wow", "Nic śmiesznego", "Złotopolscy", "Poranek kojota", "Wiedźmin", "Dzień świra", "Wesele", "Na dobre i na złe", "Licencja na wychowanie", "Ciacho" czy "Singielka".
Sympatię publiczności zawdzięcza zwłaszcza roli Myćki w "Ranczu". Regularnie można go też oglądać na teatralnej scenie.
Zawał serca
Ale intensywny tryb życia dał wreszcie o sobie znać. Sapryk, uskarżający się na ogromny ból w klatce piersiowej, trafił do szpitala. Okazało się, że miał zawał serca.
Bał się, tym bardziej że słabe serce doprowadziło do przedwczesnej śmierci jego ojca. Ale nie zamierzał się poddawać. Podkreślał, że ma dla kogo żyć i nie chce zawieść rodziny. Rzucił palenie, zaczął się zdrowo odżywiać. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze.
Niestety. Kilka miesięcy później, kiedy Sapryk udał się na rutynowe badania, lekarze wykryli u niego nowotwór. Podjęto szybką decyzję o operacji i aktorowi wycięto nerkę.
Docenia to, co ma
Choć operacja się udała, choroba odcisnęła na aktorze swoje piętno. Schudł do 55 kg, zmizerniał, był cieniem dawnego siebie. Ale nie stracił pogody ducha. Rodzina trwała dzielnie u jego boku. Przyznawał, że to właśnie dzięki ich wsparciu miał siłę walczyć z rakiem.
- Były takie chwile wzruszenia, gdy na twarzach bliskich widziałem, jak bardzo ich to dotyczy. Czasem chciałem ich wygonić. Kochani byli. Nie odstępowali mnie na krok. Nie mam jakichś głębokich przemyśleń na temat wychodzenia z choroby, dlatego że nie musiałem w obliczu zagrożenia życia doceniać tego, co mam. Doceniłem to już wcześniej.
Już niedługo Tomasza Sapryka zobaczymy w historycznej telenoweli "Korona królów", która będzie emitowana w TVP.