Tomasz Stockinger: Miłość pali wszystko
Tomasza Stockingera spotkaliśmy jak zwykle na planie "Klanu". Tym razem serialowy doktor Lubicz pojawił się tam w towarzystwie młodej, atrakcyjnej lekarki. Teraz wszyscy się zastanawiają czy scenarzyści postanowili zburzyć idealny wizerunek doktora Lubicza i czy będziemy świadkami romansu na ekranie.
17.01.2008 09:51
**
Słyszałem pogłoski, że w życiu doktora Lubicza szykuje się romans. To prawda?**
Są takie pogłoski, ale aktorzy nie są informowani, co dalej wydarzy się z ich bohaterami. Nie mogę więc temu ani zaprzeczyć, ani tego potwierdzić, bo sam nic nie wiem! Czasami przychodzę na plan i dopiero wtedy dostaję do ręki scenariusz sceny, którą mamy za chwilę zagrać. Myślę, że scenarzyści też tego nie wiedzą do końca, a konstruowanie takiej przygody, jak romans, byłoby w przypadku doktora Lubicza decyzją bardzo odważną. Nikt nie podejmie pochopnie takiej decyzji, tylko po to, aby robić sensację. Na razie gramy to co jest w scenariuszu, czyli sympatię między dwojgiem ludzi, ale bez podtekstów damsko-męskich.
href="http://wywiadyfilmowe.mp3.wp.pl/?tg=L3Avc3RyZWZhL2FydHlzdGEvNDg2MDcsdXR3b3IsMjEyNjA1Lmh0bWw=">Wysłuchaj wywiadu w formacie mp3Wysłuchaj wywiadu w formacie mp3
**
Ale przed chwilą sam widziałem, jak nowa, młoda lekarka, która niedawno pojawia się w serialu, zwierza się doktorowi Lubiczowi ze swych kłopotów małżeńskich...**
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy mają prawo się przyjaźnić, to nie musi od razu oznaczać romansu i skandalu. Podoba mi się przygoda Lubicza z kupnem dworku w Topolinie i nie do końca nazwana sympatia ze strony młodej, prowincjonalnej lekarki. To wszystko przydaje nowego koloru postaci przeze mnie granej. A Karina Kunkiewicz, która wciela się w postać młodej pani doktor to urocza aktorka i dobrze mi się z nią gra. Prywatnie lubię las, działkę, gospodarskie zajęcia przy domu i taki rozwój wydarzeń bardzo mi odpowiada.
**
Młoda lekarka u boku doktora Lubicza, który zawsze był ostoją moralności i wierności małżeńskie chyba zbulwersuje widzów?**
Zbulwersowałaby, gdyby do czegoś doszło między nimi. Na razie nic nie wskazuje na skandal, choć szaleńcza miłość może się zdarzyć w każdym wieku, wtedy taki płomień pali i niszczy wszystko dookoła. Jednak nie sądzę, aby tak to sobie zaplanowali scenarzyści, bo więcej byśmy na tym stracili niż zyskali.
**
Nie ma pan pokusy, żeby po tylu latach zburzyć ten idealny wizerunek doktora Lubicza?**
Miałem różne pokusy, a po głowie chodziły mi różne pomysły, ale taką mam rolę. Gram to, co napisali scenarzyści, więc moje pomysły czy zachcianki nie mają tu wielkiego znaczenia. Moja postać idzie utartą drogą nieskazitelności, prawości i szlachetności, co z jednej strony jest atutem doktora Lubicza, ale też zamyka inne możliwości, moje i scenarzystów. Mam wrażenie, że gdybyśmy za bardzo narozrabiali z tą postacią, to dla jakiegoś krótkotrwałego efektu zapłacilibyśmy wysoką cenę. Jeżeli polegamy na kimś w życiu, to chcielibyśmy, aby trwało to jak najdłużej. Rozczarowanie i zawód inną osobą jest przykrym uczuciem.
**
Ciężko być taką ikoną dobra w życiu? Domyślam się, że widzowie często biorą pana za postać z serialu i utożsamiają z doktorem Lubiczem?**
Nie przesadzajmy z tym utożsamianiem. Jestem rozpoznawalny, ludzie traktują mnie z sympatią, ale dlaczego mieliby mnie brać za lekarza? Tak naprawdę rzadko jestem tu pokazywany jako lekarz, głównie jako ojciec i mąż.
**
Ale pana bohater jest lekarzem, bogatym właścicielem kliniki?**
Muszę powiedzieć, że po cichu zazdroszczę serialowemu dyrektorowi Rozwadowskiemu, który stawia już kolejną klinikę. Jestem dojrzałym mężczyzną i też chciałbym mieć w życiu coś konkretnego. On ma swoje prawdziwe imperium, choć to ciężka praca i odpowiedzialność, to dzięki temu ma poczucie spełnienia i wielkiej satysfakcji. A zawód aktora jest bardzo ulotny i nierzeczywisty. Czasami brakuje mi tej konkretnej strony życia.
**
Chyba nie żałuje pan tego, że został aktorem?**
W życiu przychodzą do głowy różne myśli, czasami pojawiają się chwile zwątpienia i rozgoryczenia. Oczywiście nie wolno mi narzekać, bo przez wielu odbierany jestem jako aktor spełniony i człowiek sukcesu. Myślę jednak, że u dojrzałych aktorów powszechna jest tęsknota za czymś konkretnym. Stąd biorą się pomysły na to, żeby wrócić do teatru, zagrać coś poważnego, zająć się reżyserią czy produkcją. Takie są naturalne tęsknoty dorosłych panów.
**
Zobaczymy pana w najbliższym czasie w teatrze?**
Chciałbym coś zagrać, ale tam nie można po prostu przyjść z ulicy, trzeba być powołanym do roli przez reżysera czy dyrektora.
**
Może powinien pan założyć własną scenę?**
Kto wie? Jeśli w takim tempie gonimy Europę, to i w tej dziedzinie powinno się coś u nas zmienić. Rynek teatralny ostatnio się bardzo zmienia i powstaje coraz więcej prywatnych scen impresaryjnych bez stałego zespołu.
**
To może otworzy pan własny klub tenisowy, w końcu jest pan zapalonym graczem?**
Taka możliwość też istnieje (śmiech). Gram od lat i teraz staram się trenować co najmniej raz, dwa razy w tygodniu, choć wiem, że to za mało.
**
Skąd u pana zainteresowanie tenisem?**
W pewnym sensie wzięło się od doktora Lubicza. Po roku emisji serialu dostałem zaproszenie na międzynarodowy turniej tenisowy do Poznania, gdzie miałem wystąpić w grach pokazowych. Pojechałem tam i przyznałem się, że nigdy wcześniej nie trzymałem w ręku rakiety tenisowej. Uprawiałem różne sporty, ale nigdy nie grałem w tenisa. Myślałem, że będzie to łatwiejsze, bo wydawało mi się, że jak kiedyś grałem w badmintona, to teraz mi się uda. No i skompromitowałem się strasznie... Nigdy nie zapomnę tej goryczy, jak się ze mnie ludzie śmiali, bo nie mogłem trafić rakietą w piłeczkę. Bardzo mnie to zapiekło. Pewnie dlatego tak pokochałem ten sport, że mimo swej prostoty jest tak wymagający, a czasami upokarzający. Pokochałem świat tenisa i ludzi, których spotkałem na korcie. Wszyscy oni są jak od jednej matki, mają podobne poczucie humoru, kulturę i sportowe ambicje. Tenis skupia wokół siebie pewien specyficzny, bardzo odpowiadający mi gatunek ludzi.
**
Słyszałem, że niedawno zaczął pan też jeździć na nartach?**
Jestem młodym narciarzem, jeżdżę dopiero od kilku lat, bo całkiem niedawno pokonałem barierę strachu. Razem ze swoim synem byłem już w Austrii, we Francji i we Włoszech. W tym roku znowu chcemy jechać do Austrii, mam nadzieję, że uda mi się wyrwać na tydzień. Zawsze zazdrościłem ludziom tej radości, którą dawała im jazda na nartach, że w końcu sam pokonałem strach. Jestem z siebie ogromnie dumny, że w wieku 50 lat po raz pierwszy pojechałem na obóz narciarski, gdzie uczyłem się pod okiem instruktorów. Jeździliśmy tam bardzo intensywnie i nawet nie poobijałem się za bardzo. Pokonanie własnego strachu i samego siebie jest czymś wspaniałym. Jestem sobie niezwykle wdzięczny, że podjąłem tę próbę i wyszedłem z niej zwycięsko.
**
Widzę, że cały czas ma pan w sobie mnóstwo energii i próbuje czegoś nowego w życiu. Jakie wyzwania stawia pan teraz przed sobą?**
Chciałbym raz dziennie coś trenować - pójść na basen, zagrać w tenisa, pojeździć na rowerze albo pobiegać. Wiem, że jest to niewykonalne, ale takie mam marzenie, bo to jedyny sposób, aby nie ustępować zębowi czasu. No i obowiązek zawodowy, bo ludzie chcą nas oglądać na ekranie zdrowych i witalnych.
**
A jakie ma pan marzenia zawodowe?**
Myślę, żeby zagrać w jakimś warszawskim teatrze albo wystąpić w jakimś kameralnym spektaklu i jeździć z nim po Polsce. Czuję się już nieco znużony pracą tylko w studiu i przed kamerą. Dla higieny psychicznej powinienem się trochę przewietrzyć z kolegami na scenie. Powoli czuję, jak ta potrzeba przeradza się w pewność.
**
Słyszałem, że pana syn też idzie w pana ślady i zagrał już niewielką rolę w "Klanie". Będzie coś z tego?**
Nie wiem, jest studentem i ma trochę wolnego czasu, więc namówiłem go, aby pokazał się w kilku agencjach aktorskich. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie i trochę pieniędzy.
**
Byłby pan zadowolony, gdyby poszedł w pana ślady?**
Raczej nie, bo to zawód tyleż piękny, co pełen niebezpieczeństw, podobnie jak w sporcie. Rola główna jest tylko jedna, tak jak miejsce na podium dla zwycięzcy. Aktorstwo to piękny i szanowany zawód, ale udanych karier jest stosunkowe niewiele. Średni prawnik czy lekarz może spokojnie pracować i zarabiać na życie, natomiast średni aktor ledwo przędzie od pierwszego do pierwszego.
Dziękuję za rozmowę.