"V: Goście": Staroświecka perełka
Fantastyka naukowa pełna jest opowieści o inwazjach kosmitów. Niestety, produkcje serio stawiające pytania o ewentualne spotkanie i wojnę cywilizacji to rzadkość. Zazwyczaj najazd obcych jest tylko usprawiedliwieniem dla popisów speców od efektów specjalnych i scen batalistycznych. Dlatego, choć *"V" nie jest serialem idealnym, warto poświęcić mu chwilę - potrafi zaskoczyć.*
09.11.2011 16:06
Fabuła serialu rozgrywa się współcześnie. Pewnego dnia nad największymi ziemskimi miastami zawisają olbrzymie statki kosmiczne. Anna, przywódczyni gości (po angielsku visitors, stąd tytułowe V), zapewnia, że wizyta jest pokojowa, a w zamian za gościnę kosmici chętnie podzielą się swoją technologią. Od początku wiadomo jednak, że dobroduszność Anny jest udawana - obcy ukrywają bowiem nie tylko swój prawdziwy wygląd (w pierwszym sezonie nie dowiadujemy się, jak wyglądają, sugeruje się jedynie, że są podobni do jaszczurek), ale i zamiary. Ich prawdziwe oblicze dostrzegają nieliczni. Formułują się oni w tajne oddziały i, trochę na ślepo, podejmują walkę. Pomaga im w tym Piąta kolumna (także odwołanie do V w tytule), grupa zbuntowanych obcych, którzy nie chcą, by Anna zrealizowała swoje zamiary.
Warto od razu zastrzec jedno: wyprodukowane przez ABC "V" to remake serialu z lat osiemdziesiątych. I niestety mocno tę niedzisiejszość czuć. "V" potrafi bardzo nieudolnie budować dramaturgię, scenariusz pełen jest skrótów i logicznych nieścisłości, a akcja na siłę prowadzona jest tak, by globalny przecież konflikt, przedstawić z perspektywy garstki bohaterów. Można odnieść wrażenie, że twórcy nie byli pewni, czy chcą stworzyć nowoczesne widowisko telewizyjne, czy jak najwierniej skopiować oryginał. Przez to ich produkcję ogląda się ze zdziwieniem - świetne efekty specjalne sąsiadują tu z rozwiązaniami formalnym sprzed dekad, a doskonali aktorzy (zwłaszcza Scott Wolf jako Chad Decker i Morena Baccarin jako Anna) wygłaszają fatalnie napisane dialogi. Mimo to warto przymknąć oczy na mankamenty i dać "V" szansę, bo pod mocno chropowatą powierzchnią drzemie historia z niesamowitym potencjałem.
Scenarzystom "V" udało się stworzyć przekonującą i wciągającą wizję cichej wojny rozgrywającej się pomiędzy rasami. A przy okazji skonstruować całkiem nośną metaforę opisującą naszą rzeczywistość. W manipulujących mediami gościach łatwo dostrzec odwołania do współczesnej klasy rządzącej, która odizolowała się od społeczeństwa i podejmuje z nim dialog tylko za pośrednictwem dziennikarzy. To Anna decyduje jak Chad Decker przedstawia poczynania jej i jej wrogów - walcząca o wolność Piąta kolumna szybko zostaje obwołana organizacją terrorystyczną, a łzawe wystąpienie Deckera przekonuje miliony obywateli, że obecność gości na Ziemi jest niezbędna.
Dzięki ograniczeniu liczby bohaterów udaje się też twórcom "V" opowiedzieć wciągającą emocjonalnie historię o ich losach. Wątki poszczególnych postaci wciąż się przenikają, a komplikujące się relacje między nimi sprawiają, że serial przypomina czasami wciągającą telenowelę. We współczesnej telewizji zabieg taki udał się chyba jeszcze tylko twórcom świetnego "Fringe".
Swoją sztywnością i staroświeckością "V" rozczaruje tych, którzy spodziewają się współczesnego science fiction - prostego, ale pełnego akcji i efektów specjalnych. Ale wytrwali widzowie dostrzegą w tej historii głębię, której brakuje wielu współczesnym produkcjom. Szanując obraną konwencję "V" zadaje poważne pytania i stara się na nie poważnie odpowiedzieć - a przecież to zawsze było najważniejsze w fantastyce naukowej.