Wiesław Michnikowski: jego popisy za kółkiem nie wszystkim przypadły do gustu
11.08.2016 | aktual.: 22.03.2017 17:19
Wzięty aktor, kabareciarz znany z ciętego humoru, a do tego zapalony miłośnik motoryzacji, który nawet na planie filmowym często rezygnował z pomocy kaskaderów – choć jego popisy za kółkiem nie wszystkim przypadły do gustu.
Wzięty aktor, kabareciarz znany z ciętego humoru, a do tego zapalony miłośnik motoryzacji, który nawet na planie filmowym często rezygnował z pomocy kaskaderów – choć jego popisy za kółkiem nie wszystkim przypadły do gustu. Przez lata był gwiazdą Kabaretu Starszych Panów; wykonywany przez niego utwór „Addio, pomidory” przeszedł już do kanonu, mimo że on sam nie miał o nim najlepszego zdania.
- Zupełnie mi się nie podobał. Przecież żaden normalny człowiek nie wygłasza takich tekstów – śmiał się po latach Wiesław Michnikowski. - Kiedy ktoś mnie pyta o tę piosenkę, to autentycznie dostaję wysypki.
Wielką popularność przyniosła mu również rola Jej Ekscelencji w kultowej "Seksmisji", a sympatię młodszej części publiczności zdobył, użyczając głosu Papie Smerfowi.
Kościelny debiut
Na scenę ciągnęło go już od dziecka, choć rodzice nie chcieli, by ich syn miał cokolwiek wspólnego z branżą artystyczną.
Z rozbawieniem wspominał swój pierwszy publiczny występ, kiedy w kościele zaśpiewał arię z „Bajadery”.
- To się zdarzyło w naszej parafii, w kościele Wszystkich Świętych. Biedna mama była tym nieco przerażona i szczerze mnie za ten wybryk zrugała – opowiadał w Dzienniku Polskim. - W ogóle miała ze mną sporo kłopotu, bo chciała, żebym został księdzem – w rodzinie miała dwóch stryjów prałatów – a ja zszedłem na taką złą drogę, wręcz się „stoczyłem”.
Miłość do motoryzacji
Ale granie nie było jego jedyną pasją. Twierdził, że gdyby nie został aktorem, pewnie zająłby się samochodami, które szczerze uwielbiał.
- W czasie okupacji, żeby mieć tzw. Arbeitskarte, pracowałem w warsztatach samochodowych w dawnej fabryce Handkego przy ul. Srebrnej w Warszawie. Byłem pomocnikiem montera - wspominał w Rzeczpospolitej.
- Pracowałem i jednocześnie kończyłem technikum samochodowe na Hożej, bo licea były przez okupanta zamknięte.Otrzymałem dyplom Techniker für Kraftwagenbau zu führen, czyli technik samochodowy. Pracowałem później jako Ersatzteilbeschaffer, czyli dostawca części zamiennych w firmie Bothama na Wolskiej.
''Jakoś wymanewrowałem''
Później wielokrotnie łączył te dwie pasje – aktorstwo i motoryzację, choć nie zawsze wychodziło mu to na dobre. Kiedy grał w „I ty zostaniesz Indianinem” o mało nie zderzył się czołowo z autobusem. Jak wspominał, całe wydarzenie mogło się zakończyć tragicznie.
- Jeździłem fiatem multiplą, ze ściętym przodem. Podobnie kolega Zbigniew Kryński. Ujęcie polegało na tym, że się czołowo zderzamy. Specjaliści z komendy ruchu porobili obliczenia, wyrysowali kredą znaki, skąd mamy startować, odkąd jedziemy czterdziestką i kiedy zacząć hamowanie. Robiłem wszystko według instrukcji, ale współczynnik bezpieczeństwa drogi hamowania był zbyt duży, zatrzymywaliśmy się kilkanaście metrów od siebie. W końcu machnęli ręką: 'Jedź pan na czuja' – opowiadał. - Z przeciwka nadjechał autobus. Kierowca widząc mnie na swoim pasie puścił kierownicę i zasłonił oczy. Jakoś wymanewrowałem. Obok mnie jako pasażer siedział Kazio Brusikiewicz, który cały czas odmawiał litanię.
''Idiota nie kierowca!''
Mocno naraził się też przechodniom i kierowcom, kiedy brał udział w kręceniu „Gangsterów i filantropów”. Choć zadanie było niebezpieczne, nie zgodził się, by zastąpił go kaskader.
- Byłem młody, traktowałem to jako wyzwanie – mówił w Rzeczpospolitej. - Jeździłem odkrytą skodą felicią, kompletnie ignorując przepisy. Miałem wyprzedzać, wymijać, jak tylko chcę. Dla innych użytkowników dróg poustawiali znaki ograniczenia szybkości do 30 kilometrów na godzinę. Marszałkowska, MDM, godzina szczytu: tramwaje, trolejbusy, które jeszcze wtedy jeździły Piękną.* Co ja się wtedy nasłuchałem wiązanek od przechodniów: "Idiota nie kierowca!... O, kapelusz założył!... Jak jeździsz, baranie!". I tak kilkanaście dubli. Jeden z ustawionych na trasie milicjantów powiedział mi później, że gdybym spowodował wypadek, odpowiedzialność spadłaby na mnie. Nie pomogłoby mi żadne filmowe ubezpieczenie.*
Urocza starsza dama
Chociaż znacznie bardziej cenił sobie występy na scenie i nazywał się „człowiekiem teatru”, największą popularność zyskał dzięki filmom. Do dziś ceniony jest zwłaszcza za komediową rolę w „Seksmisji” Juliusza Machulskiego. - Tak, to był dobry wybór. A wszystko przez Erwina Axera. To on zawsze mówił, że widziałby mnie w roli jakiejś uroczej starszej damy. Jakoś w teatrze nie było okazji, więc gdy Julek Machulski zaproponował mi rolę Wielkiej Ekscelencji, postanowiłem ją przyjąć i pozwoliłem sobie zadedykować ją Erwinowi – śmiał się.
Aktor przeterminowany
Koledzy z branży za nim przepadali.
- To jest facet, który wszystko umie, bo ma w sobie syntezę prawdy. Bez względu na to, czy jest to Szekspir, czy Dudek, ta prawda z niego emanuje. Poza tym to wspaniały kolega, a do tego autentyczny przedwojenny warszawski inteligent – mówił o nim Edward Dziewoński. Jerzy Derfel opowiadał zaś, że Michnikowski ma doskonałe poczucie humoru.
- Potrafił do mnie zadzwonić, przedstawiając się na przykład jako dyrektor albo jakiś urzędnik. I ja, mimo że jestem muzykiem i słyszę trochę, dawałem się zawsze na to nabrać. I denerwowałem się: "O Boże, o co chodzi? Nie znam tego faceta”- opowiadał. Dodawał też, że gdy wyjechali do Stanów, Michnikowski próbował mu wmówić, że na filtrach papierosów „Melody” można... zagrać melodię.
Niestety, ostatnimi czasy aktor nie pojawia się już na ekranach. - Ostatnio nie dostaję żadnych propozycji – kwitował, pytany, czy jeszcze wróci przed kamery. - Jestem już tak przeterminowany, że nikomu nie wpadnie do głowy powierzyć mi rolę.
(sm/gol.)