A to Polska właśnie...
Obecność w obsadzie „utalentowanego” aktora zaowocowała całkowicie anglojęzyczną ścieżką dialogową, w przeciwieństwie do innych wspomnianych w zestawieniu produkcji, można usłyszeć chociaż kilka wyrazów po polsku. W "Poza zasięgiem" wszyscy operują angielskim, nawet dzieci w sierocińcu, mamy więc do czynienia z prawdziwym profesjonalizmem!
Ale czy przekłada się on na sceny akcji? Niestety nie jest tak efektownie, jak w innych filmach "mistrza", ale na uwagę zasługuje przynajmniej kilka scen. Jedną z nich jest na pewno wydobywanie z ciała kuli za pomocą noża, a następnie odkażanie rany polskim bimbrem. Poza tym standard: kilka bijatyk, wizyta w domu publicznym, niezła strzelanina i... pojedynek na miecze.
Miast scenami akcji, film przykuwa jednak uwagę prezentowanym wizerunkiem Polaków: kradnące dzieci, sierocińce wyglądające jak więzienia, a Politechnika Warszawska jak melina.
Poza tym mamy zupełnie nieprofesjonalnych policjantów, fatalną służbę zdrowia, a także wyzierającą z każdego kadru wódkę. Zamiast planowanego filmu akcji, szczwanemu reżyserowi wyszedł „ciekawy” dokument.