Zmarnowana okazja
Susanne Bier wydaje się być ostatnio w dość słabej formie. Wpierw do naszych kin trafiła bardzo rozczarowująca „Serena”, teraz zaś można obejrzeć „Drugą szansę”. Film, którego szkoda tym bardziej, że miał w sobie spory potencjał.
13.02.2015 14:24
Simon i Andreas to dwóch zupełnie różnych policjantów. Pierwszy jest hulaką i alkoholikiem – jego życie trudno byłoby nazwać uporządkowanym. Drugi zaś ma piękny dom oraz wspaniałą żonę, która właśnie urodziła syna. Pewnego dnia stróże porządku trafiają do mieszkania dwójki narkomanów, gdzie znajdują całkowicie zaniedbane dziecko. A ponieważ wkrótce potem w niewyjaśnionych okolicznościach umiera syn Andreasa, decyduje się on na bardzo ryzykowny krok.
Jaki to krok zapewne łatwo się domyślić – proszę nie traktować tego jak spoiler, ponieważ cały film opowiada o konsekwencjach decyzji Andreasa. Warto zauważyć, że widz nie ma możliwości w pełni go potępić. Na swój sposób jego czyn jest jak najbardziej zrozumiały, zwłaszcza, że Bier konsekwentnie stara się go usprawiedliwić. Raz, że Anne, żona Andresa, grozi, iż się zabije, jeśli nie odzyska dziecka. Dwa, że warunki w mieszkaniu Tristana i Sanne rzeczywiście są makabryczne. Nietrudno więc uznać, że ominięcie prawa (trzeba było przecież wezwać opiekę społeczną) jest tu najlepszym wyjściem z sytuacji.
I właśnie o tym, co dzieje się, gdy człowiek stawia się ponad wszelkimi kodeksami i zasadami jest „Druga szansa”. Duże znacznie ma też to, że Andreas jest policjantem – w końcu będąc częścią systemu dobrze wie, jak bardzo wadliwe i opieszałe bywają procedury. Nie zmienia to jednak faktu, że po coś jednak prawo zostało ustalone. Gdy się je omija, nawet z najlepszymi intencjami, często wszystko kończy się tragicznie. Problem z filmem Bier jest jednak taki, że widzowi trudno się zaangażować w opowiadaną historię. Nie wywołuje ona wielkich emocji, nie wstrząsa, nie trzyma za gardło. A powinna. Wszak z chwilą gdy coś nam staje się obojętne, przestajemy się nad tym zastanawiać.
„Druga szansa” nie wykorzystuje więc w pełni swojego potencjału. Chociaż Susanne Bier jest sprawną reżyserką, umiejącą prowadzić aktorów – występ Nikolaja Coster-Waldau należy zaliczyć do udanych – jej najnowszy film zapomina się po kilkunastu minutach. Biorąc pod uwagę poruszany temat, jest to bardzo duża wada.