Obraz "13. dzielnica" jest kolejnym przykładem na to, że Luc Besson z obiecującego wizjonera kina zmienił się w maszynkę do robienia pieniędzy.
Akcja debiutanckiego filmu fabularnego operatora Pierre'a Morela rozgrywa się w niedalekiej przyszłości w Paryżu, a dokładnie w dzielnicy-getcie. Zamieszkują ją kloszardzi, handlarze bronią i dilerzy narkotyków. Wprawdzie Leito (David Belle) urodził się w 13. dzielnicy, jednak przyświecają mu francuskie ideały, "wolność, równość i braterstwo", które chciałby wprowadzić na terenie całego Paryża. Doskonała ku temu okazja nadarza się, gdy zostaje zmuszony do współpracy z Damienem (Cyril Raffaelli), policjantem z oddziału interwencyjnego. Razem starają się odnaleźć bombę, która zagraża mieszkańcom 13. dzielnicy.
Oglądając dzieło Morela aż trudno uwierzyć, że miał z nim do czynienia twórca "Wielkiego błękitu" - Luc Besson. Niestety, "13. dzielnicy" brakuje oryginalności, którym mogą się poszczycić pierwsze obrazy autora "Leona zawodowca". Pomysł na fabułę zaczerpnięty z "Ucieczki z Nowego Jorku", choreografia walk skopiowana z licznych produkcji z Hong Kongu, nie wspominając o wielokrotnie powielanym wątku przyjaźni między dobrym kryminalistą i policjantem-idealistą. Nawet biorąc poprawkę na to, iż obcujemy z kinem czysto rozrywkowym, trudno zachwycić się scenariuszem. Brakuje w nim jakiejkolwiek niespodzianki, a na domiar złego szwankuje również humor sytuacyjny czy postaci.
Przed widzami kolejne wspólne przedsięwzięcie Morela i Bessona - thriller "Człowiek pies". Jednak po "13. dzielnicy" trudno czekać na tę premierę z utęsknieniem.
