Animator: Not so serious

Organizatorzy Animatora zadbali o to, by gala kończąca festiwal nie wypadła zbyt sztywno i oficjalnie. Aby tego uniknąć postanowili uczcić 50. rocznicę urodzin wielkiej gwiazdy światowej animacji – Różowej Pantery.

Bohater wieczoru stawił się na gali osobiście, rozweselając widownie występem w czterech krótkometrażowych filmach. Do projekcji akompaniowali Nik Phelps & The Sprocket Ensemble, wykonując wariacje na powszechnie znany temat skomponowany przez Henry’ego Manciniego do serii o sympatycznym kociaku. Rozluźniony klimat najwyraźniej udzielił się również jurorom, którzy obok filmów podejmujących trudne i niezwykle istotne problemy w tonie bardzo serio, potrafili docenić również filmy zawierające w sobie choć odrobinę humoru.

Animator: Not so serious
Źródło zdjęć: © mat. promocyjne

Twórczynią, która we wzorcowy sposób potrafiła pogodzić powagę z uśmiechem jest Signe Baumane, zasłużona laureatka głównej nagrody w konkursie filmów pełnometrażowych za animację „Rocks in my pockets”. Opowiedziała w niej przejmującą historię własnej rodziny, naznaczonej piętnem depresji. Przyczyn choroby, na którą cierpi również sama autorka, upatruje w genetyce. Skłonności samobójcze występują w jej rodzinie co najmniej od trzech pokoleń – od czasu, gdy jej babcia została zmuszona przez apodyktycznego męża do wegetacji na odludziu z gromadką dzieci. Pomimo podjęcia niezwykle trudnego i złożonego problemu choroby psychicznej, autorka nie zatraciła poczucia humoru. Ten okazał się wręcz odtrutką na zmącony umysł, a sama animacja dzięki niemu nabrała cech terapeutycznych. Najbardziej niezwykłym momentem gali była wypowiedź autorki, wygłoszona w przesłanym organizatorom filmiku, że zdobyta w Poznaniu nagroda pomoże jej w trudnej walce z depresją.

Kolejnym twórcą umiejętnie balansującym na granicy zgrywy i powagi jest Piotr Bosacki, uhonorowany nagrodą dla najlepszego polskiego twórcy za film „Rzeczy oczywiste”. Jest to dzieło utrzymane w charakterystycznym dla tego animatora stylu, łączącym prostą animację przedmiotu z warstwą literacką, przejawiającą się w monologu prowadzonym przez samego autora. Tym razem jego filozoficzno-ironiczne dysputy krążyły wokół kategorii rzeczy. Ta pozwoliła zagłębić się w otchłanie fizyki i metafizyki oraz nurzać w językowym potoku, z każdym wypowiadanym słowem zamieniającym się w coraz bardziej absurdalny bełkot. Choć film, podobnie jak wcześniejsze dzieła tego poznańskiego artysty, utrzymany jest w niezwykle poważnym tonie, trudno przyjąć taki styl odbioru. Bosacki nieustannie igra z naszymi przyzwyczajeniami, zwodzi i dekonstruuje utarte schematy. Nieprzerwanie podsyła fałszywe tropy i zmienia reguły gry, ale z takim artystą warto zagubić się w plątaninie sensów.

Gdyby na festiwalu istniała nagroda dla najbardziej zadziwiającego filmu, animacja „Symphony nr. 42” Węgierki Réki Bucsi na pewno by ją otrzymała. Niestety musiała zadowolić się „jedynie” statuetką Srebrnego Pegaza – drugą co do ważności nagrodą konkursu filmów krótkometrażowych. Film składa się z 42 bardzo króciutkich scenek z udziałem ludzi i zwierząt i każda z nich bezapelacyjnie zasługuje na odrębną nagrodę. Wszystkie zostały zaopatrzone w zaskakującą puentę, zasadzającą się na zaburzeniu powszechnie przyjętego porządku natury. Absurdalny humor posiada jednak filozoficzną potencję, wymuszającą w nas potrzebę zadumania się nad kondycją naszego związku z przyrodą.

Nawet zdobywcy Grand Prix festiwalu – bracia Quay, kojarzeni z niepokojącym i ponurym klimatem prozy Kafki i Schulza – rozjaśnili paletę, wpuszczając do swojego mglistego imaginarium nieco słońca. Ich „Unmistaken hands: Ex Voto F. H.” stanowi wariację na temat życia i twórczości urugwajskiego pisarza Felisberto Hernandeza, uważanego za ojca „realizmu magicznego”. Południowoamerykańskie słońce, przenikające niejednoznaczną opowieść braci, nie odsłania jednak pieczołowicie skrywanych przez twórców znaczeń. Mimo zmiany wizualnej tonacji, „Unmistaken hands” nie odbiega za daleko od atmosfery poprzednich filmów twórców „Ulicy krokodyli”. Ponownie reżyserski duet wprowadza nas w gąszcz sennej opowieści, w której samemu musimy wydeptać interpretacyjną ścieżkę.

Podium konkursu krótkometrażowego dopełnia film utrzymany w poetyckim i nostalgicznym klimacie największych dzieł holenderskich mistrzów malarstwa. „É in motion no. 2” Sumito Sakakibara to dwunastominutowe, małe arcydzieło. Stanowi ono hołd dla twórczości Pietera Breugla i Hieronima Boscha. W jednym, długim ujęci japoński twórca potrafił połączyć ich, wydawałoby się, nieprzystające estetyki w jedną, spójną opowieść o ludzkiej kondycji, wspartą rozważaniami historiozoficznymi. To jeden z tych filmów, o których trudno pisać, gdyż jego wartość przejawia się w nieredukowalnych do anegdoty obrazach.

Gdy dodamy, że wśród filmów docenionych przez dwa gremia jurorów znalazły się ponadto takie perełki jak najnowszy film Piotra Dumały „Hipopotamy”, syntezujący w jednej scence rodzajowej historię ludzkich losów, niezwykle plastyczna animacja Tomasza Duckiego „Łaźnia” oraz odwołujące się do czasów rządów argentyńskiej junty wojskowej „Padre” Santiago 'Bou' Grasso, to otrzymamy niezwykle zróżnicowaną panoramę światowej animacji. Chyba właśnie wielość technik i podejmowanych tematów od zawsze pozostaje najsilniejszą stroną filmu animowanego. Z tej różnorodności czerpie również Animator, który nie zamyka się na żaden przejaw sztuki ruchomego obrazu. Najlepsze tego świadectwo dała gala kończąca tegoroczną edycję festiwalu, na której zarówno celebrowano współczesnych twórców zmagających się z nieprzeniknioną ludzką naturą, jak i Różową Panterę – mistrza bezpretensjonalnego humoru, który, jak mogliśmy się przekonać, mimo swojego wieku, ani trochę się nie postarzał.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)