Xavier Dolan w natarciu! Po sukcesie "Wyśnionych miłości", na ekrany polskich kina trafia poprzedni, debiutancki film młodego Francuza, "Zabiłem moją matkę". To zupełnie inny język i forma , a jednak te same, rozedrgane emocje.
Dolan miał tylko 17 lat, gdy napisał scenariusz swego debiutu i niewiele więcej, gdy go wyreżyserował. Tymczasem gotowy film przypomina raczej dzieło wprawionego, świadomego siebie artysty. Zgoda, sporo tu młodzieńczego podglądactwa, stylistycznych nawiązań i zapożyczeń, ale główną rolę gra niebagatelna wrażliwość na zewnętrzne bodźce. W wieku, gdy większość chłopców dojrzewa do zrozumienia własnych odruchów, Xavier miał je już dokładnie zdefiniowane.
Wiedział gdzie szukać, wiedział jak znaleźć. Zaczyna zresztą od siebie. Patrząc na zawarty w filmie ponury realizm konfrontacji homoseksualnego 16-latka ze zrezygnowaną matką, trudno nie dostrzec w nim pokłosia prawdziwych zdarzeń, wszystkich tych toksycznych relacji z rodzicami, które wynikać mogą tylko z własnych doświadczeń; własnych paranoi i młodzieńczych wyolbrzymień.
Tytuł jest tu oczywiście prowokacją (a może i premedytacją), ale autobiograficzny film Dolana nie jest bynajmniej narcystyczną autoterapią. To… przeprosiny, na które większości z nas – niegdyś mniej lub bardziej wyrodnych nastolatków – nie starcza odwagi.