Dom woskowych ciał
"Dom woskowych ciał" to fantastyczna produkcja. Pod warunkiem, że ktoś idąc do kina na horror nie oczekuje emocji, suspensu czy choćby delikatnego dreszczyku.
04.12.2006 18:08
Każdy kto w swym życiu widział co najmniej trzy "straszne" filmy, po niespełna kwadransie może z dokładnością co do sceny przewidzieć ciąg dalszy "Domu woskowych ciał". Twórcy nie przejawili bowiem nawet grama inwencji i bezwstydnie powielili absolutnie każdy patent i tani chwyt gatunku grozy.
Młodzież wybiera się do innego miasta na mecz. Zamiast jednak jechać znaną i powszechnie uczęszczaną trasą, decyduje się na skrót. Niestety, okazuje się - oczywiście całkiem niespodziewanie - że jedna z dróg jest zamknięta. Aby kontynuować wyprawę muszą więc zdecydować się na objazd, który - tak jest, brawo! - wiedzie ich nieoświetlonymi, oddalonymi od cywilizacji szosami. Zmęczeni podróżą, postanawiają zatrzymać się i przespać. Jak wszyscy normalni ludzie, na miejsce spoczynku wybierają polankę. Ot, gdzieś pośrodku ciemnego lasu. I - to jest najlepsze - akurat tej nocy księżyc jest w pełni. Naprawdę, szkoda dalej opisywać losy czterech chłopaków, dziewczyny oraz na dokładkę Paris Hilton. Krótko mówiąc, dla większości są one makabryczne, kończą się krwawo i boleśnie.
To, co obserwujemy na ekranie chwilami wypada tak żałośnie, że wywołuje salwy śmiechu. Owszem, sam pomysł związany z tajemniczym domem figur woskowych można uznać za dość ciekawy, niestety został nieudolnie wykorzystany. Całość jest po prostu nudna i kretyńsko nieprawdopodobna. Oczywiście, w horrorach nie chodzi o to, aby pokazywać sceny z życia wzięte, ale krztyna logiki i obowiązujące chociaż od czasu do czasu prawa fizyki byłyby miłym i jakże zaskakującym doznaniem intelektualnym. W przypadku "Domu woskowych ciał", jedyne, czego doznajemy to rozczarowanie.