Sezon ogórkowy w pełni, więc na ekranach multipleksów zadomowiły się animowane zwierzaki. Poprzedni miesiąc należał do stworów prehistorycznych (czwarta „Epoka lodowcowa”), w sierpniu zaś przychodzi czas na te bardziej współczesne – oto do kin weszła trzecia część „Madagaskaru”.
Lew Alex i spółka wygrywają to starcie – nie tylko dlatego, że są bardziej zabawni. Powód jest zupełnie inny. Otóż twórcy „Madagaskaru” nie postawili na sprawdzone patenty i przemodelowali dotychczasowe uniwersum serii. Bohaterowie trafili do Europy, ich przeciwnikiem jest francuska policjantka, a pierwsze skrzypce grają tu bohaterowie nowi, dopiero wprowadzeni.
Autorzy filmu podjęli ryzyko, do tego podwójne – miast gwiazd komedii, do podłożenia głosów zaprosili śmietankę aktorów dramatycznych. W obsadzie znaleźli się France McDorman, Jessica Chastain i Bryan Cranston. W polskiej wersji dialogowej ich niestety nie usłyszymy, a szkoda, bo oryginalni aktorzy, raczej niekojarzeni z dorobkiem stricte rozrywkowym, odnaleźli się w nowej roli i pociągnęli widowisko na nieco wyższy, niż dotychczas poziom.
Dotychczasowa zabawa stała się ciekawym aktem ideologicznym. Oto bowiem okazuje się, że bohaterskie zwierzaki walczą nie o wolność na afrykańskich sawannach, a dom nowojorskim zoo. W tym celu przeżyją oczywiście sporo przygód, a ich trzon osadzony zostanie wokół cyrkowej areny, na którą zaciągają się, by nie budzić podejrzeń szukającej ich policji. Twórcy dobrze się bawią zmieniając co chwilę konwencję (nie brakuje tu wątku kryminalnego, są ciągoty w stronę musicalu), a kalejdoskop zdarzeń kręci się jak oszalały.
„Madagaskar 3” to interesująca kontynuacja popularnej serii, która z jednej strony daje nam wszystko to, czego chcielibyśmy się po niej spodziewać, a z drugiej poszerza wachlarz zagadnień o akcenty zupełnie nieoczekiwane.