RecenzjeKariery na czworakach

Kariery na czworakach

Ilekroć współczesna komedia romantyczna/kryminalna (w tym przypadku oba założenia łączą się) rozpoczyna się klasyczną panoramą Central Parku i okolicznych wieżowców, jej struktura natychmiast wpada w koleiny kina stylu zerowego. Perypetie Morganów niczym nie zaskakują: od mocno wymęczonej konfrontacji dwóch przeciwieństw (małżeństwo w separacji), przez zajeżdżoną na śmierć intrygę (są świadkami morderstwa, uciekają przed zabójcą), po humor, który nie jest w stanie sprostać nawet plebejskim standardom. Marc Lawrence potwierdza tym samym, że będąc dobrze opłacanym wielbicielem fabularnych rozwiązań sprzed dwóch dekad (napisał m.in. "Miss Agent", "Nowych miastowych" i "Podróż przedślubną"), po raz wtóry nie potrafi znaleźć dla nich należytego urozmaicenia.

Końmi pociągowymi tej martwej u podstaw produkcji są gwiazdy o adekwatnym prestiżu. Ani zmęczony wizerunkiem wiecznego chłopca Hugh Grant, ani odcinająca kupony od "Seksu w wielkim mieście" Sarah Jessica Parker nie dostają szansy, by zalśnić dawnym blaskiem. Ich wymuszone skonfliktowanie przypomina tu raczej zgon komedii romantycznej sprzed ponad czterdziestu lat, kiedy znudzonej Doris Day coraz trudniej było uśmiechać się do równie znudzonego Rocka Hudsona. W umęczonych spojrzeniach Granta i Parker majaczy podobna perspektywa: oto nadchodzi nieuchronny zmierzch motywowanej gatunkiem kariery. Day potrafiła jednak w odpowiednim momencie zejść ze sceny, podczas gdy Hugh i Sarah, świadomi wciskania publiczności wadliwego produktu, trwają w nerwowym samozadowoleniu aż po napisy końcowe.

Lawrence nie pozwala im zejść ze sceny godnie. Film trwa 103 minuty, co w przypadku fabuły tak wyeksploatowanej tylko potęguje ogólne niezadowolenie. Nie pomagają tym samym atuty drugiego planu (Mary Steenburgen oraz dwa wyborne wąsy Hollywoodu - Sam Elliott i Wilford Brimley), nie skutkuje zderzenie mieszczańskich przyzwyczajeń z realiami surowej prowincji Wyoming, ani nawet wyśmiewanie klasowych różnic (na niekorzyść tych dobrze sytuowaych). Od początku do końca, "Słyszeliście o Morganach?" pozostaje komedią niskiej próby, która obietnicę jako takiej rozrywki pokrywa zawiesiną wątłego aktorstwa (nominacja do Złotej Maliny dla Parker) i nieudolnej konstrukcji fabularnej. Dla dobra własnego i samych gwiazd - lepiej by o Morganach nikt nie usłyszał.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)