Świat długo czekał na tę chwilę. Nareszcie nadszedł czas, aby na nowo zagrać melodię kultowej piosenki rozpoczynającej „The Muppet Show”. Mimo iż kukiełki już z lekka obrosły kurzem, wciąż nas uczą i bawią, jak za starych dobrych czasów naszego dzieciństwa. Najnowszy film Jamesa Bobina jest niczym powrót do domu. *„Muppety” to nie tylko dowód na to, że przyjaźń i dobro zawsze zwyciężą, ale również obietnica tego, że ci nietuzinkowi bohaterowie stworzeni przez Jima Hensona zawsze znajdą miejsce w sercach widzów i nigdy się dla nich nie zestarzeją.*
Sprawcą całego zamieszania i tej niezwykłej filmowej przygody jest Jason Segel. Aktor gra w filmie główną rolę ludzką, co warto zaznaczyć, gdyż w jego otoczeniu występują znakomite gwiazdy nieposiadające naskórka. Jednak nie jest to jego jedyną domeną. Segel, znany szerokiej publiczności przede wszystkim z serialu „Jak poznałem waszą matkę”, pomimo skończonych 30 lat, nigdy nie wyrósł ze swojej fascynacji Muppetami. Od kilku lat aktor przymierzał się do realizacji tego wielkiego, ponadczasowego przedsięwzięcia, jednak dopiero teraz, kiedy zebrał wystarczającą ilość energii i koproducentów, udało mu się zrealizować marzenie swojego życia. I tak oto, dzięki nieprzemijającej miłości jednego fana do tych urzekających marionetek, powstał film, który na nowo może bawić i uczyć kolejne pokolenia widzów na całym świecie.
Od ostatniej wielkiej premiery Muppetów na dużym i małym ekranie minęło kilka długich lat. Dzieci wychowywane pod przewodnictwem Kermita już dorosły, a wiele z nich zapomniało o swoich największych przyjaciołach z czasów radosnej beztroski. James Bobin rozpoczyna swój film właśnie w momencie utraconej sławy tych największych ulubieńców Ameryki lat 70.
W czasie wakacji w Los Angeles, największy fan programu „The Muppet Show” Walter wraz z bratem Garym (wspomniany wcześniej Jason Segel) i jego narzeczoną Mary (rozkoszna Amy Adams), odkrywają nikczemny plan nafciarza Texa Richmana (przezabawnie złowieszczy Chris Cooper). Zamierza on zburzyć Teatr Muppetów, aby wydobywać ropę ukrytą pod budynkiem. Chcąc ocalić teatr, bohaterowie muszą pomóc Kermitowi w wystawieniu największego przedstawienia nietuzinkowych kukiełek w historii i zebrać 10 milionów dolarów. Niełatwo będzie jednak zjednoczyć starą ekipę Muppetów, których drogi już dawno się rozeszły.
Nie chcąc zdradzać happy endu, jedynie zaznaczę, że bez względu na średnią wieku zebranej publiczności, film Bobina do samego końca trzyma w napięciu. Co ciekawsze, „Muppety” będąc po części również musicalem rozbawią widzów swoją błyskotliwą grą z konwencją, czego najlepszym wyrazem jest kreacja Amy Adams i jej popisy wokalne.
Ta wzruszająca familijna produkcja, która nie powstałaby bez uporu jednej z najpopularniejszych gwiazd współczesnego kina, jest wymarzonym przeżyciem dla całej rodziny. Nieco starsi widzowie będą śmiać się do rozpuku za sprawą ostrych żartów, których sam „Shrek” mógłby im pozazdrościć. Natomiast najmłodsi z zachwytem i rozdziawioną buzią podziwiać będą kolorowych bohaterów w ich niecodziennych przygodach.
Czas ogłosić, że Muppety na dobre odzyskały swój blask i dawną chwałę. A co czyni ich niezastąpionymi? O tym widzowie przekonają się zaraz po napisach końcowych, kiedy każdy i to bez wyjątku stanie się mimowolny, ale też bardzo szczęśliwym solistą utworu „Mahna Mahna” (Tu tu turu ru...).