Kino w kinie
Kino w kinie. Ben Stiller – w potrójnej roli: reżysera, scenarzysty i aktora – wziął tym razem na cel swoje własne środowisko. „Jaja w tropiku“ to komedia o kręceniu filmu.
26.09.2008 15:45
Rzecz dzieje się na planie superprodukcji o wojnie w Wietnamie. Film wydaje się być kasowym i osacrowym pewniakiem. Ale początkujący reżyser zupełnie nie radzi sobie z gwiazdorską obsadą. Aktorzy zachowują się bowiem jak rozkapryszone primadonny, mnożą absurdalne żądania i generalnie uniemożliwiają kręcenie filmu. Zdesperowany reżyser porzuca ich więc w dżungli, instalując wcześniej ukryte kamery i przygotowując zestaw efektów pirotechnicznych. Ma nadzieję, że może w ten sposób zdobędzie materiał zdjęciowy na blockbustera.
Początek i zawiązanie akcji są naprawdę mocne i zabawne. Potem jednak film Stillera wyraźnie siada. Większość dowcipów rozegrana jest na jednej nucie, co – nawet przy super pomyśle – może być nużące. Stilller wyraźnie miał spore ambicje satyryczne. W „Jajach w tropiku“ (swoją drogą, tytuł może oddaje treść filmu, ale do jego oglądania niezbyt zachęca) nabija się z filmowego środowiska – producentów, reżyserów, filmowych agentów, a przede wszystkim z aktorów. Żartuje z tzw. Metody czyli utożsamiania się aktorów z granymi postaciami, z pogoni za sukcesem. Nie oszczędza nawet samego siebie. Jego bohater to skrzyżowanie bohatera kina akcji z idiotą. W zabawnym epizodzie producenta pojawia się Tom Cruise z dorobionym brzuchem (czyżby aluzja do Harveya Weinsteina?).
Jednak filmowe docinki pod adresem Farbryki Snów to raczej sztubacki rechot niż kąśliwa satyra w stylu Altamnowskiego „Gracza“. Stillerowi brakuje wyczucia i umiaru. Zamiast aluzji i dowcipnego punktowania, są wygłupy i aktorska szraża. A humor – jak to w filmach Stillera – zbyt subtelny nie jest. Daleko mu też do politycznej poprawności. W Stanach Zjednoczonych „Jaja w tropikach“ wywołały protesty osób niepełnosprawnych, urażonych dowcipami na ich temat, jakie w filmie się pojawiają.
Najmocniejszym punktem „Jaj w tropiku“ jest występ Roberta Downeya Jr. Jego bohater to pięciokrotny zdobywca Oscara, pełen temperamentu Australijczyk, który dla roli zrobi wszystko – nawet da z siebie zrobić Afroamerykanina. Co prawda Downey Jr. stanowczo temu zaprzecza, ale jego bohater jest wyraźnie parodią Russella Crowe.