Trwa ładowanie...
d447bq1
recenzja
29-07-2011 13:16

Kobiety są szalone

d447bq1
d447bq1

Dziewczyny chcą się po prostu dobrze zabawić? Nie do końca, chociaż są gustowne przyjęcia i przelot pierwszą klasą. W kałużach fekaliów i pośród nieudolnych ruchów frykcyjnych chodzi nie tyle o szalony wieczór panieński, co o walkę o najlepszą przyjaciółkę. Pomimo rozczulających momentów jest zabawnie. Bardzo zabawnie.

Film "Druhny" reklamowany jest jako żeńska odpowiedź na "Kac Vegas". Porównanie ciekawe, bo nie ma tu ani motywu drogi, ani morza alkoholu, a co za tym idzie gorączkowej próby powrotu do przeszłości. Jest za to rozkładająca na łopatki komedia. Annie (Kristen Wiig) i Lilian (Maya Rudolph) są najlepszymi przyjaciółkami od zawsze. Łączą je wspomnienia z dzieciństwa i butelki wina wypijane podczas babskich wieczorów. Annie spotyka się z klasycznym bucem (prezent dla stęsknionych za serialem "Mad Men" - w tej roli Jon Hamm) i jest coraz mniej usatysfakcjonowana życiem bez perspektyw. Lilian została obdarowana
pierścionkiem zaręczynowym i podekscytowana/przerażona rozpoczyna wycieczkę do ołtarza. W podróży towarzyszy jej garstka kobiet, które łączy nowo nadana funkcja - druhna.

Każda z pań dysponuje innym poziomem wrażliwości, a niekwestionowaną gwiazdą jest tutaj Megan. Postać wykreowana przez Melissę McCarthy jest na wskroś perfekcyjna - od mimiki przez gestykulację, aż po treść przekazu. Megan jest jak tykająca bomba, a każdy gag z jej udziałem kończy się eksplozją śmiechu na sali kinowej. Pozostałym paniom również nie można odmówić uroku. Znudzenie pożyciem małżeńskim, walka z niesfornym potomstwem, ekscytacja postaciami Disneya, a to wszystko przypieczętowywane raz po raz padającymi nazwami narządów rozrodczych. Nie, językowo druhny nie ograniczają się do słodkich słówek, chociaż werbalne zabawy nie stanowią o sile filmu.

W obrazie króluje dowcip sytuacyjny. Reżyser wykazał się nietuzinkowym wyczuciem żartu. Podczas rozładowywania stopniowo budowanego napięcia ze śmiechu mogą zacząć boleć brzuchy, a z oczu lecieć łzy. Kilka scen ma potencjał, aby na długo pozostać w pamięci i niekoniecznie musi być to moment, który doprowadził jedną z pań na sali do okrzyku „nie wierzę w to, co widzę”. Chociaż rzeczywiście, ciężko o tym fragmencie zapomnieć. Możecie śmiało zaryzykować i przekonać się sami.

d447bq1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d447bq1