Koniec ''Filmu''!
Z grubej rury: czerwcowy numer miesięcznika FILM będzie jego ostatnim. Informacja od wydawnictwa Point Group: Zdecydowaliśmy o zachowaniu brandu "Film" w wydawnictwie. To nadal jest silna i prestiżowa marka, która jednak potrzebuje nowej koncepcji rozwoju.
* Automatyczny transfer magazynu do Internetu nie zawsze okazuje się dobrym rozwiązaniem. Dziękuję Tomaszowi Raczkowi, który jesienią podjął się wyzwania tchnięcia nowego życia w magazyn "Film". Wraz z zespołem wykonali kawał ciężkiej pracy i z punktu widzenia redakcyjnego odnieśli sukces, a czytelnicy docenili te zmiany. Niestety, nie przełożyło się to na wystarczający wzrost rentowności pisma. Tyle od Michała M.Lisieckiego, prezesa Platformy Mediowej.*
FILM. 67 lat historii najlepszego polskiego dziennikarstwa filmowego. Ja osobiście Film zacząłem czytać jeszcze wtedy, gdy był dwutygodnikiem, gdzieś na początku lat 90. W osiedlowej wypożyczalni kaset video były dwa czasopisma, skrajnie się od siebie różniące – nieodżałowana „Cinema Press Video”, która fascynowała wszystkim tym, co krwawe, kolorowe i co mogłoby podniecać nastoletniego kinomana wychowanego na VHS, oraz „Film” właśnie, który wówczas prezentował artykuły najwyższej jakości, które, owszem, czytałem, nie do końca jednak rozumiejąc znaczenia słów, pochłaniając ciekawostki, reportaże, recenzje i analizy, które kształtowały trochę inną wrażliwość na X Muzę. FILM, już jako miesięcznik, prenumerowałem przez ponad 10 lat. Gdzieś do połowy pierwszej dekady XXI wieku udało mi się zebrać prawie wszystkie numery, z których większość dopiero niedawno, z konieczności, zaniosłem na skład makulatury. Lektura była przede wszystkim pielęgnowaniem fascynacji kinem, nauką o kinie, wykładem tego, w jaki sposób o
nim pisać, na co i gdzie patrzeć. Recenzje Olszewskiego, Kurpiewskiego czy Wojciechowskiego były czymś ożywczym, wyjątkowym, autentycznie kreującym gust i oczekiwania wobec filmu. Były to teksty przenikliwie, pozbawione filmoznawczego napuszenia i napisane znakomitą polszczyzną – obecnie nie do przecenienia.
W nowym stuleciu FILM nie był już tak samo dobry, tak samo intrygujący. Wielu autorów odeszło (m.in. do „Kina”, którego nigdy nie udało mi się polubić), jak w kalejdoskopie zmieniały się pomysły na czasopismo (raz kolorowo, innym razem powrót do tradycji, za moment kolejna rewolucja)
– to nie mogło zostać niezauważone. Truizmem jest stwierdzenie faktu, że to internet zaskarbił sobie sympatię kinomanów kosztem wydania papierowego – FILM nie dawał nic, czego nie znaleźlibyśmy w sieci. Owszem, gwarantował od czasu do czasuczasu do czasu wysoką jakość publicystyki, wciąż był matecznikiem dla młodych krytyków filmowych, ale jednocześnie nie spełniał pokładanych w nim nadziei – odkrywał to, co w internetach dawno odkryte; pokazywał to, co już pokazano. Naprawdę, nie pamiętam kiedy ostatnio FILM był na językach, kiedy jakiś artykuł, recenzja budziły jakieś emocje, dyskusje.
Kłopotem były też zawirowania właścicielskie i – last but not least – zmiany redaktorów naczelnych, z których każdy miał za zadanie odzyskać starych czytelników, zdobyć nowych i zalśnić dawnym blaskiem.Obsada tego stanowiska to – od czasu odejścia Lecha Kurpiewskiego w 2002 roku – zazwyczaj kompletna pomyłka. Cel był prosty – znane nazwisko w roli naczelnego to gwarancja odpowiednich reklamowych przychodów i odpowiednich, nowoczesnych standardów pracy. Najpierw Igor Zalewski i Robert Mazurek mieli ratować ten okręt – co dwaj dziennikarze polityczni mieli wspólnego ze światem filmu i oczekiwaniami czytelników tego zaprawdę nie wiem. W każdym bądź razie obejmowali FILM w czasie, gdy sprzedaż oscylowała wokół 60 tys. miesięcznie. Później Agnieszka Różycka prosto z „Elle”. Po niej – Marcin Prokop, tak, ten śniadaniowy celebryta. Po nim – po zmianie właściciela z Hachette na Point Group – Jacek Rakowiecki, dziennikarz polityczny związany m.in. z „Rzeczpospolitą”, który rządził pismem przez 5 lat, a którego
wypowiedzi na temat filmów zazwyczaj kwituję grymasem w kształcie WTF. I ostatnia zeszłoroczna zmiana, czyli głośne wejście Tomasza Raczka na krzesło naczelnego, który w licznych wywiadach rozpalał nadzieje na wyjście z dołka (tym bardziej, że redaktorem prowadzącym, na krótki moment, został Michał Oleszczyk, jedno z najlepszych filmowych piór w kraju, dla nas niegdyś zrecenzował „Smerfy” :))
. Niestety, przez pół roku mu się nie udało – FILM kończy ze sprzedażą na poziomie 19 tysięcy egzemplarzy. W ramach ciekawostki dodam, że KMF czyta miesięcznie wielokrotnie więcej ludzi (i to tylko gdyby brać pod uwagę premierowe teksty, opasłego archiwum nie liczę).
A może już nie ma miejsca na tego typu prasę? Upadła „Cinema”, upadł „Świat Filmu”, upadło „Movie”, „Kino” leci na państwowej zapomodze (jak długo jeszcze, panie ministrze Rostowski?), a Agora zrezygnowała z „Magazynu Filmowego”. W zeszłym roku amerykański „Newsweek” zrezygnował z papierowego wydania, co wpisuje się znakomicie w ogólnoświatowe trendy – tradycyjna prasa, w dotychczasowym kształcie, powoli odchodzi do lamusa. Oczywiście płakać nie trzeba, bo ci, co mają na siebie pomysł, na pewno przetrwają. Ci bez pomysłu, jak FILM, niestety upadną prędzej czy później.
Dla polepszenia humoru sięgnijcie więc po EMPIRE i zobaczcie, jak się powinno robić fascynujący magazyn filmowy.
Polecamy w serwisie internetowym Film.org.pl:
Dźwięk w filmie cz.1: Kino przemówiło