Łatka łatką pogania
Sztuką jest pisać interesująco o czymś oczywistym i powszechnie znanym. W pracy recenzenta filmowego niejednokrotnie przychodzi mi opisywać film, o którym zostało już wszystko napisane i powiedziane. Taka sytuacja przytrafia mi się ostatnio dość często, zwłaszcza przy reedycjach kultowych animacji Walta Disney’a.
Niedawno miałem okazję zobaczyć „Śpiącą królewnę”. Film ojca bajek spowodował, że sięgnąłem po jego kolejne dziecko zatytułowane „101 Dalmatyńczyków”. Pamiętam jak w młodzieńczych latach, czasach magnetowidów, po raz pierwszy spotkałem się z tą produkcją. Kaseta z nią była moim stałym repertuarem, bez cienia jakiegokolwiek znudzenia. Teraz, po tylu latach, przy okazji dwupłytowego, rozszerzonego wydania, chociaż na chwilę mogłem zapomnieć o całym świecie i myślami wrócić do beztroskich lat swojego dzieciństwa.
„101 Dalmatyńczyków” powstało w 1961 roku, od razu zyskując wielkie uznanie widzów. Walt Disney tamtych czasów, każdym filmem potrafił czarować, wprowadzać nas w świat pięknych przygód, zabawnych postaci i historii, z których zawsze wynikał pewien życiowy morał. Disnejowska opowieść o uroczych psach w czarne plamy jest pierwszą, która dzieje się w rzeczywistym świecie, bez udziału czarów i wyimaginowanych bohaterów. Miejscem akcji jest współczesny Londyn oraz jego wiejskie okolice, gdzie oprócz czworonożnego towarzystwa spotykamy ludzi z krwi i kości, chociaż niektórzy z nich pozbawieni są serca i dobrych manier.
Pongo mieszka wraz z sympatycznym, czasami fajtłapowatym muzykiem Robertem. W ich spokojnym i poukładanym życiu brakuje kobiecej ręki. Pewnego dnia, dzięki pomocy swojego pupila, Robert poznaje Anitę, właścicielkę pięknej suczki Perdit. Z czasem ich drogi się schodzą, tworząc jedną, naprawdę wielką rodzinę. Z miłości uroczych dalmatyńczyków rodzi się 99 małych, niesfornych szczeniaczków, z którymi jest pełno kłopotów. Któregoś burzowego dnia w domu szczęśliwego małżeństwa pojawia się sroga Cruella DeMon, miłośniczka naturalnych futer. Oferuje niewiarygodne pieniądze, za całą gromadkę szczeniaków, aby wykorzystać je do okrutnych planów. Kiedy do transakcji nie dochodzi, wynajmuje dwóch oprychów Nochala i Baryłę, którzy mają za zadanie porwać zwierzaki, nie bacząc na żadne przeszkody. Na ratunek dzieciom wyruszają rodzice, którzy będą musieli stawić czoła wielu niebezpieczeństwom, aby sprowadzić potomków całych i zdrowych z powrotem do domu.
Dystrybutor Walt Disney Home Video sprawił wielką gratkę miłośnikom kultowego kina animowanego. Dwupłytowe wydanie wygląda imponująco. Duża ilość dodatków zainteresuje każdego. Możemy dowiedzieć się jak powstała postać Cruelli DeMon czy poznać realizację filmu od kuchni. Dla młodszego pokolenia przygotowane zostały gry i zabawy z udziałem bohaterów „101 Dalmatyńczyków”. Obraz i dźwięk został odpowiednio poprawiony, dzięki czemu nie odczuwamy prawie pięćdziesięciu lat, które upłynęły od jego powstania.
Porównując kanon sztuki filmowej dla najmłodszych z obecnymi produkcjami, łatwo zauważyć różnice. Ponadczasowe bajki Disney’a nigdy nie zostaną zapomniane i zawsze będą cieszyć widzów, bez względu na ich wiek. Poruszane tematy uczą ważnych, życiowych wartości, których przekaz jest łatwiejszy w odbiorze niż we współczesnych bajkach. Osobiście jestem zwolennikiem oldschoolowskiego wyglądu filmów animowanych, jednak ten fach skazany został na nieuchronną śmierć. Dlatego jedyne co pozostaje to powrót do korzeni, a dzięki uprzejmości wydawców jest to coraz częściej możliwe. „101 Dalmatyńczyków” przeniesie każdego w lepsze czasy i chociaż na chwilę pozwoli na nowo stać się dzieckiem marzącym o małym, kochanym szczeniaczku.