Trwa ładowanie...
d2q5rjg
recenzja
15-03-2011 12:32

Maski w dół!

d2q5rjg
d2q5rjg

James L. Brooks obnażony! Zajęło to 28 lat, ale prawda wyszła w końcu na jaw - laureat trzech Oskarów i dziewięciu nagród Emmy jest… pretensjonalnym nudziarzem. Dotychczasowe jego historie, jak „Czułe słówka”, „Lepiej być nie może” czy „Trudne słówka” ciągnęli przede wszystkim aktorzy. To jedno Brooks naprawdę potrafi - prowadzić obsadę. Gorzej, jeśli chodzi o pisanie fabuł. Te, pomimo ostrego i błyskotliwego pióra w serii przygód „Simpsonów”, na dużym ekranie uciekają mu zazwyczaj w kierunku sentymentalnych, idealistycznych romansideł.

Nie inaczej jest w przypadku „Skąd wiesz?”, z tą różnicą, że oscarowych kreacji Jacka Nicholsona (dwóch!), Shirley MacLaine i Helen Hunt nie zastępuje rzemiosło tej samej, ani nawet podobnej!, klasy.

Paul Rudd, Reese Witherspoon i Owen Wilson, drugiej świeżości komedianci, nie pociągnęli tego humorystycznego (przynajmniej w teorii) melodramatu o dwójce życiowych rozbitków, choć wzorować mogli się na dowolnym z poprzednich filmów Brooksa. Nie pomógł im nawet Nicholson, majaczący gdzieś na drugim planie, dziwnie niewyraźny, nieobecny, choć z ogniem w oku. Pytanie, ich to wina czy mało rozwojowej, drętwej historii?

Ta ostatnia, jak na melanż komedii romantycznej i melodramatu, okazuje się zbudowana z popularnych frazesów i problemów, które mają ponoć współczesne związki, przynajmniej te w amerykańskich filmach. Trudno jednak doszukać się tu jakiejś życiowej prawdy, trudno znaleźć choćby ułudę pokrzepienia. Mało u Brooksa romansu, nie ma chemii, żarty się nie kleją. Zupełnie jak… w większości jego filmów. Tu nie było tego czym zakamuflować.

d2q5rjg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2q5rjg