*"ParaNorman"? Smakowity kąsek. Przyrządzony przez Sama Fella i Chrisa Butlera według przepisu George’a A. Romero na perfekcyjny zombie movie; przyprawiony szczyptą burtonowskiej stylistyki i przywołujący wspomnienia dramatycznych historii o czarownicach z Salem opowiadanych przed laty przed Nicholasa Hytnera. Fell i Butler bawią się rozmaitymi konwencjami, ale finalnie serwują widzom gotowy, oryginalny produkt – zabawny horror dla dzieci, który docenią także ich rodzice (nie tylko, jeśli interesują się klasycznymi filmami z zombie w rolach głównych). Z tradycją i klasyką reżyserzy zresztą też nieźle sobie pogrywają.*
Akcja tej największej w historii produkcji zrealizowanej w technice animacji poklatkowej podkręconej stereoskopowym efektem 3D rozgrywa się w miasteczku Blithe Hollow, w którym przed laty oskarżano kobiety o czary. Nic dziwnego, że atmosfera w mieście jest gęsta, a w powietrzu aż roi się od duchów. Ludzie nie dbają jednak o przeszłość (o ile nie da się jej sprzedać w postaci przynoszącego zyski produktu), dlatego nikt prócz Normana owych zmarłych nie widzi. Jedenastoletni chłopiec tymczasem wita się z nimi w drodze do szkoły, a wieczorami przesiaduje przed telewizorem ze zmarłą babcią. Jest dziwakiem. Szkolni koledzy nie mają co do tego wątpliwości. A co, jeśli jego zdolność jest swoistą reminiscencją talentu, jaki posiadał Haley Joel Osment w "Szóstym zmyśle"? Nawet jeśli, nie musimy się jednak obawiać, że przed oczami naszych dzieci rozegra się dramat, którego nie powinny
oglądać.
"ParaNorman" przywołuje w pamięci serię różnych skojarzeń, ale w rzeczywistości to przesiąknięty komizmem film o dojrzewaniu i akceptacji – zarówno swoich zalet, jak i słabości. Zabawa w zdzieranie z filmu warstwy po warstwie mogłaby też prowadzić do postawienia hipotezy, że to metaforyczna opowieść o dorastaniu Amerykanów do rozumienia historii własnego kraju. Klasyczne zombie są przecież traktowane jako stworzenia bez przeszłości – przez teoretyków utożsamione właśnie z Amerykanami. Kiedy Fell i Butler kwestionują tak radykalną teorię i uczłowieczają swoje potwory zrzucając na nich odpowiedzialność za podejmowane w przeszłości decyzje, "ParaNorman" przeistacza się w wielowarstwowy twór, w którym nie tylko mały chłopiec, ale i pewna społeczność zyskuje pełnowymiarową tożsamość.
O zmianę perspektywy patrzenia na świat w warstwie wizualnej zadbał też autor świetnych zdjęć – Tristan Oliver (mający już na koncie pracę m.in. na planie „Fantastycznego Pana Lisa”). Jego kamera przygląda się animowanym postaciom z dołu, od góry i po skosie. Podkręca działanie niepokojącej muzyki Jona Briona (kompozytor ścieżki dźwiękowej „Magnolii”).
Dzięki pasji twórców, ich poczuciu humoru i filmowemu obyciu, przeplatają się w "ParaNormanie" nie tylko paranormalne zjawiska z paradoksalnymi sytuacjami i paraliżującymi zwrotami akcji. Zapaleni badacze określają „Lśnienie” Stanleya Kubricka filmem o eksterminacji Indian. Niech i „ParaNorman” ma szansę stać się horrorem bez dna – otwartym na niekończące się interpretacje.