Na obcej ziemi
Komona ma czternaście lat, szczupłe ramiona i krótkie włoski. Jej ewidentną dziewczęcość niewygodnie zaburza duży, ciążowy brzuch i spojrzenie, w którym widać ślady cierpień, których świadkiem nie powinien być żaden dorosły, a co dopiero mała dziewczynka. Film Kima Nguyena inspirowany jest wydarzeniami z Birmy, zrealizowany w Demokratycznej Republice Konga, ale dzieje się po prostu „gdzieś w Afryce”, widzianej jako kraina, która zieje otwartą raną, cierpi i walczy; kraina, gdzie czas na beztroskie dzieciństwo i niewinność kończy się nagle, przecięty jednym ciosem maczety, trzymanej przez brutalne, łaknące krwi dłonie.
12.09.2012 18:08
W głównej roli debiutuje Rachel Mwanza. Zadziwia dojrzałość, z jaką dziewczyna potrafiła wcielić się w postać ciężko doświadczonej przez wojnę domową, skrzywdzonej przez dorosłych sieroty. Mwanza czuje tę rolę bez słów – unosi niuanse wyobraźni i wrażliwości Komony, podobnie jak jej bohaterka potrafi płynnie poruszać się pomiędzy dotykalnym „tu i teraz” a mglistym światem pamięci, duchów i wierzeń. Dzięki jej skupionej - nagrodzonej w Berlinie i wyróżnionej na festiwalu Tribeca - roli jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć nie tylko Komonę, ale także rzeczywistość, w której przyszło jej żyć.
„Wiedźma wojny” bardzo dokładnie i uczciwie pokazuje co znaczy znaleźć się w zawierusze wojny domowej, z widmem rebelianckich bojówek wychylającym się zza każdego rogu, drzewa. Podróż Komony zaczyna się w momencie, gdy po zrównaniu z ziemią jej rodzinnej wioskę partyzanci zmuszają dwunastoletnią wówczas dziewczynkę, by zabiła własnych rodziców. To nie tylko akt czystego okrucieństwa, ale też często praktykowana, patologiczna forma uzależnienia od siebie młodego rekruta. Poprzez odebranie przyszłemu dziecięcemu żołnierzowi wszystkiego, armia staje się dla niego nową rodziną, oferującą pozór bezpieczeństwa i przynależności. W szeregach bojówki Komonę czeka zejście w kolejne kręgi piekła: seksualne niewolnictwo i nieustanny przymus zabijania. Dziewczyny nie chcą także opuścić duchy rodziców, których niepogrzebane kości przypominają o konieczności pochówku. W tym zdegenerowanym, okrutnym świecie jedynym jasnym punktem jest uczucie: Komona
zakochuje się w koledze z bojówki Czarowniku, któremu, podobnie jak jej samej, grupa przypisuje magiczne zdolności. To maleńka kropla nadziei na czarnej mapie codzienności, która pozwala choć przez chwilę mieć odwagę sądzić, że lepsze jutro jednak istnieje.
Mimo baśniowego, nieco odrealnionego tonu w jakim Nguyen snuje tę historię, jest ona pełna przemocy i niewyobrażalnego okrucieństwa. Ten brutalny wydźwięk łagodzi oddanie funkcji narratora Komonie. Jej delikatny, matowy głos prowadzi nas przez kolejne wydarzenia, które w formie retrospektywy powracają w jej, snutej dla nienarodzonego dziecka, opowieści. Dodatkową mocą filmu jest obsada – w większość ról występują amatorzy, którzy do i tak wrażliwej tkanki filmu wnieśli swoje własne lęki, traumy i wspomnienia. „Wiedźma...” to zrealizowany w dokumentalnej stylistyce poetycki komentarz odnośnie sytuacji dzieci-żołnierzy a także poruszający portret traumy, jaką niesie ze sobą dla mieszkańców każdego kraju wojna domowa. Realistyczny ton łagodzi podszycie z afrykańskich legend, tradycji i przypowieści, które mimo precyzyjnego kulturowego osadzenia dodaje historii uniwersalności. A niezachwiana wiara Komony w lepsze jutro, wiara, którą stara się
przekazać dziecku, które rośnie pod jej sercem, udziela się także widzowi; pośród zgliszczy domostw i utkanej z ostatnich tchnień pieśni odchodzących dusz może on dostrzec odblask nadziei na lepsze, jaśniejsze jutro.