Skandynawski rollercoaster
Adaptacja poczytnego bestsellera Jo Nesbo zaskakuje brawurą i swobodą. Morten Tyldum, autor „Kumpli”, nakręcił film rześki, nieprzewidywalny i nieulegający konwencji heist movie. Zaskakujące to o tyle, że historia Rogera, korporacyjnego łowcy głów i sprytnego złodziejaszka jednocześnie, ma wszelkie predyspozycje, by stać się jeszcze jednym sztampowym thrillerem o skoku wszech czasów.
23.05.2012 17:04
Pierwszą niespodziankę stanowi bohater grany przez Aksela Henniego – niski, średnio atrakcyjny, w żaden sposób nie przypomina typowego protagonisty. Aksel przyznaje, że okradanie mieszkań bogatych biznesmenów i handlowców, to jego mała pasja, ale i sposób by zrekompensować sobie nieciekawą fizjonomię i niski wzrost. Na przeprowadzanych rozmowach kwalifikacyjnych robi więc jedno – słucha. Dzięki temu wie, kogo i jak najlepiej okraść. Jego „skoki” pozbawione są filmowego blichtru – Aksel jednymi drzwiami wchodzi, innymi wychodzi. Bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń, nie zostawiając po sobie żadnych śladów.
Gdy poznaje majętnego i przystojnego Clasa (w tej roli znany z „Gry o tron” Nikolaj Coster-Waldau), sytuacja nieco się zmienia – w grę wchodzą ambicje i męska, wyniszczająca rywalizacja. Tyldum bez zbędnej histerii, ale w sposób co najmniej popisowy, pokazuje ten pojedynek Dawida z Goliatem – raz śmieszny, kiedy indziej mrożący krew w żyłach, ale zawsze emocjonujący. Pomieszanie stylów jest w „Łowcach głów” wartością nadrzędną – reżyser chętnie wytrąca nas równowagi, mnożąc pomysłowe zwroty akcji, zmieniając perspektywę, igrając z utartymi schematami gatunku.
Film Tylduma, bezwstydnie sensacyjny i łamiący schematy, ciekawie wyróżnia się na tle chłodnych, pozbawionych humorystycznej nuty adaptacji skandynawskich kryminałów. I choć intrydze można wytknąć kilka wybojów, należy też otwarcie przyznać – tym razem w żaden sposób nie burzy to zabawy!