Super-mama
Robert Rodriguez wie swoje. Gdy po premierze pierwszej odsłony „Małych agentów” fachowcy wróżyli mu rychłą kompromitację, on tylko wzruszył ramionami. I słusznie, bo jego śmiała na ówczesne czasy wizja kina szpiegowskiego dla najmłodszych obchodzi dziś swoją dziesiątą rocznicę. Z tej okazji do kin trafia czwarta odsłona popularnej serii.
25.11.2011 09:40
Trzecia część, nakręcona jeszcze w 2003 roku zdawała się sensownie domykać trylogię. Rodriguez proponuje tymczasem swoisty reboot. Bohaterowie jego dotychczasowej serii podrośli, a ówczesne gwiazdy (Antonio Banderas i Carla Gugino) się nią znudziły, dlatego też reżyser wprowadza szereg nowych postaci. I robi to z wykopem. Główną bohaterką czwartej części jest młoda i atrakcyjna mama (Jessica Alba), która potajemnie – jako agentka – walczy ze złowrogimi syndykatami.
I tu mniej więcej kończą się plusy tego odcinka, bowiem dalej Rodriguez popełnia wszystkie błędy części poprzednich – szarżuje z kiczem, opowiada słabe dowcipy i sam nie wie, co chciałby swoim filmem powiedzieć dzieciakom. Przesłanie „Wyścigu z czasem” jest dość problematyczne – niby głosi, że liczy się tylko czas spędzony z rodziną, bo to ona jest najważniejsza, ale zawęża ją do przykładu rodziców-agentów.
Paradoksalnie, dopiero wyjawienie swojej prawdziwej tożsamości wzmaga więź pomiędzy bohaterką Alby a jej zbuntowaną pasierbicą. Bo zwykłe mamy są… nudne.
Swego rodzaju ciekawostką jest fakt, że film zaprezentowany został w formacie 4D, pozwalającym doświadczać w trakcie seansu zapachów, które czują bohaterowie filmu. Z biletem dostajemy specjalną tekturkę zapachową, a wytyczne na ekranie informują nas, kiedy mamy ją powąchać, by poczuć np. zapach sera lub czekolady.