Źródło (The Fountain)
Darren Aronofsky przyzwyczaił nas do dziwnych, czy wręcz dziwacznych filmów ("Pi", "Requiem dla Snu"). Jego najnowsze dzieło, "Źródło" nie stanowi wyjątku od tej reguły.
Tytułowe źródło skrywa tajemnicę nieśmiertelności, której poznanie od zarania dziejów nęciło człowieka. Aby ukazać niezmienność pewnych wartości i dążeń ludzi, reżyser osadził fabułę w trzech różnych epokach: w XVI-wiecznej Hiszpanii, współcześnie i w XXVI stuleciu. Trzy historie - jedna opowieść. Bohater podążający za upragnionym darem życia wiecznego. Pierwszy z nich to konkwistador poszukujący legendarnego Drzewa Życia, drugi naukowiec starający się wynaleźć lekarstwo na raka, trzeci - astronauta, który chce pojąć sens istnienia. Za wszystkim kryje się wielka miłość.
Każda z opowieści "ubrana" jest w inną plastyczną szatę, a oko widza szczególnie zachwyci się chemiczno-organiczną, lekko psychodeliczną i mistyczną wizją przyszłości. Pomimo owej stylistycznej różnorodności, przeplatające się wzajemnie części tworzą spójną, wielką wyprawę ludzkości ku wieczności.
Twórca zadbał naturalnie nie tylko o plastyczną część obrazu, stawiając kilka ważnych pytań i tez. Przede wszystkim zdaje się przekonać, że śmierć jest nieodzownym elementem człowieczeństwa. To strach przed nią, obawa przed utratą bliskich popycha nas do działania i paradoksalnie jest motorem życia.
Jednocześnie Aronofsky pokazuje przewrotność ludzkiej natury, gdzie miłość staje się obsesją, która z kolei sprawia, że tracimy z oczu to, co najważniejsze, w tym miłość. Film intryguje i wciąga, sprawiając, że kibicujemy bohaterowi w jego walce i dążeniu. Chwilami jednak pojawia się wątpliwość... czy warto?