''Houston, mamy (duży) problem''
*"Bilet na księżyc" ma w sobie niewiele uroku. Oprócz nostalgicznych zdjęć, których mistrzem jest Michał Englert, wyeksponowanej do granic możliwości ścieżki dźwiękowej, która prezentuje największe szlagiery PRL-owskiej Polski oraz świetnych aktorskich epizodów, film okazał się być długą i męczącą podróżą po świecie wykreowanym przez umysł Jacka Bromskiego. Wielka szkoda, że niekiedy polskie kino drogi potrafi wywołać chorobę lokomocyjną u widzów.*
06.11.2013 15:17
Bromski w swoim najnowszym filmie chciał zaprezentować przyszłość rodzimego kina. Do filmu zaangażował wielu debiutantów, a jednemu z nich powierzył nawet główną rolę. Niestety Filip Pawlak nie wykorzystał tej szansy i nieudolnie wcielił się w Adama Sikorę - młodego chłopaka ze wsi, który dostał przydział do Marynarki Wojennej. Główny bohater filmu nie dość, że nie może spełnić swoich wojskowych aspiracji (marzył o lotnictwie), to jeszcze wstąpi w szeregi Ludowego Wojska Polskiego jako prawiczek. Całe szczęście przez większą część filmu towarzyszy mu starszy brat - Antoni Sikora. Mateusz Kościukiewicz, który wcielił się w życiowego mentora swojego filmowego brata jest jednym z nielicznych pozytywnych aspektów całej produkcji. Antoni postanawia wyruszyć z Adamem pociągiem przez Polskę, a celem ich podróży ma być jednostka wojskowa w Świnoujściu. Zanim jednak panowie
dotrą pod wskazany adres starszy brat udzieli młodemu niejednej życiowej lekcji. Pierwsza komediowa kreacja Kościukiewicza w karierze jest siłą napędową "Biletu na księżyc". I trzeba szczerze przyznać, że gdyby nie jego obecność na ekranie ciężko byłoby wysiedzieć w kinie. Z każdą kolejną minutą filmu zaczynają pojawiać się epizodyczne aktorskie perełki, a wśród nich rozpoznamy Krzysztofa Stroińskiego, Piotra Głowackiego, Andrzeja Grabowskiego czy najzabawniejszego z całej ekipy -Andrzeja Chyrę. Jedynie dla nich warto wybrać się do kina. Cała reszta tej wydłużonej aż do przesady historii
jest wyjątkowo ciężka w odbiorze.
Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze niewielka rola Anny Przybylskiej. Aktorka wcieliła się w tancerkę erotyczną, Roksanę, w której zakochuje się główny bohater i która ostatecznie "doprowadza" go na tytułowy księżyc. Przybylska słynie ze swoich odważnych scen erotycznych. Nie inaczej było i tym razem. Widzowie z pewnością nie będą zawiedzeni.
"Bilet na księżyc" broni charyzma i talent doświadczonych aktorów. Reżyser popełnił błąd obsadzając w filmie tak wielu debiutantów. Jego najnowsza produkcja wydaje się być nieudanym projektem promującym umiejętności młodych studentów szkół filmowych. Dla nich być może było to nieocenione doświadczenie w zdobywaniu aktorskiego kunsztu, jednak to widzowie boleśnie odczują efekt tych decyzji.