Leonard Cohen: I'm Your Man
Gdyby do płyt Leonarda Cohena dodawać żyletki, to byłby to doskonały zestaw dla samobójców. Dokument poświęcony kanadyjskiemu bardowi, nakręcony przez Lian Lunson, doskonale podkreśla ową aurę śmierci towarzyszącą artyście.
11.12.2006 09:23
"Leonard Cohen: I'm Your Man" to zapis koncertu "Came So Far For Beaty" ku czci słynnego wokalisty, który odbył się w styczniu 2005 roku w Sydney. Największe przeboje Kanadyjczyka zaśpiewali wówczas m.in. Nick Cave, Rufus Wainwright i Jarvis Cocker z Pulp. Utwory zaprezentowane na scenie osobistym komentarzem opatrzył sam Cohen, który w wywiadzie udzielonym Lunson mówi nie tylko o genezie prezentowanych piosenek, ale także o najważniejszych momentach swojego życia.
Koncerty podobne do "Came So Far For Beauty", składane w hołdzie konkretnej postaci, najczęściej odbywają się po… śmierci bohatera wieczoru. Oglądając dokument Lunson nie można oprzeć się wrażeniu, iż Cohen również żegna się ze światem. To elegancki staruszek, który zdaje sobie sprawę, że jego czas mija, ale mimo to tak naprawdę nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Skrawki wspomnień przywołane przed kamerą nie wnoszą nic nowego do jego portretu jaki ugruntował się w czasie trwającej kariery. Wielbiciel twórczości poety i pieśniarza o niezwykle niskim i seksownym głosie, nie pozna zatem żadnych pikantnych szczegółów na temat życia towarzyskiego czy duchowego artysty. Co więcej, przywołane utwory nie zostały przetłumaczone na język polski, tak więc widz nie posługujący się angielskim nie będzie miał możliwości zrozumienia ballad Cohena, tłumaczących jego doświadczenia, tak samo jak nie zrozumie napisów pod grafikami artysty, tak często kadrowanych przez Lunson.
Na szczęście ostatecznie mamy do czynienia z zapisem koncertu, i to niezwykłego, który zgromadził gwiazdy muzyki, reprezentujące różne stylistyki. Ich interpretacje utworów Cohena rekompensują wszelkie niedociągnięcia reżyserki, a przede wszystkim dają pewność, iż twórczość barda przetrwa.