Trwa ładowanie...
d4mkj1a
04-12-2006 18:08

Every little thing she does is... magic?!

d4mkj1a
d4mkj1a

Początek zapowiadał się nieźle. Nawet od dawna już podstarzały acz ciągle sympatyczny agent wywiadów, sir Michael Caine, znalazł się na swoim miejscu jako Nigel Bigelow, ojciec Isabel. I to on, razem z Shirley Maclaine, na drugim planie próbowali ratować to, co można było uratować. Razem z Nicole Kidman (Isabel Bigelow), czarującą, jak zwykle. Isabel chce poznać czym jest zwyczajna ludzka miłość.

Ona, ładna choć irytująco naiwna i jakby hmm... lekko niedojrzała czarownica, ma już dość egocentrycznych, niezbyt bystrych i nie chcących się angażować czarowników. Co prawda jedynym czarownikiem, którego poznajemy jest jej staruszek ojciec, cyniczny kobieciarz, ale musimy jej wierzyć na słowo. Isabel wierzy, że zwykli faceci są, a przynajmniej potrafią być inni. I jak szczęśliwym trafem spotyka faceta, który wykazuje nią zainteresowanie (z jakiegoś powodu), to ulega jego czarom. No cóż. Czary są tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Mamy remake serialu o czarownicy (No more remakes!).

Mamy czarownicę, która ma zagrać czarownicę i o której nikt ze zwykłych ludzi nie wie, że nie jest zwykłą dziewczyną. Dziwnym zbiegiem okoliczności serialowa czarownica nie chce już być czarownicą, prawie tak jak Isabel. Nie chce czarować, ale gdy coś idzie nie po jej myśli, to nie może się opanować, biedne dziewczę. Wiem, wiem, skomplikowane, ale to nie jest mój pomysł! Mogło z tego wszystkiego wyjść coś zabawnego. Mogło... choć film o kręceniu filmu to pomysł odgrzewany jak zupa z zeszłego tygodnia.

I wyszło... Niekoniecznie to czego się spodziewałem. Nie lubię humoru tego typu, ten film nie zmienił moich przekonań. Głupie miny, głupie dialogi, proste sceny i wszechobecna naiwność nie śmieszą tylko denerwują. Wolę subtelniejszy humor, a nie… jego dostawę obłoconą wywrotką. Przypomina się styl tasiemcowych serialów telewizyjnych i to tych nie najlepszych. Brakuje tylko cudownie irytującego podłożonego śmiechu. Aktorzy w większości grają tak jakby sami nie byli przekonani do tego co robią.

d4mkj1a

O ile Nicole Kidman jest przynajmniej czarująca, to jej partner Will Ferrell (Jack Wyatt) zdecydowanie nie. Jak dla mnie jest po prostu beznadziejny. Skąd go wytrzaśnięto? Krewny producenta?! Znajomy królika?! Gdyby był sympatyczny, trochę nieporadny, to nie musiałby być zabawny w sposób na jaki się sili. A tak jest irytujący.

Drugi plan wypada w miarę, choć nie zachwyca. Większość aktorów stara się, nie wiadomo czemu, dorównać do poziomu Ferrella. Isabel uroczo kręci nosem. I czaruje. Ale nie potrafi uratować tej "superprodukcji". O jej magicznych zdolnościach świadczy fakt, że ja dość szybko w trakcie oglądania tej "romantycznej komedii" zacząłem kręcić nosem.

Reżyser przeczuwał coś w związku z tym filmem skoro umieścił w nim bardzo krytyczną wypowiedź dotyczącą aktorstwa Jacka Wyatta (i Willa Ferrella). Pewna kelnerka wygłasza kwestię dotyczących jego (i filmu) z którą się w pełni zgadzam: "Mnie też przyprawia o mdłości."

d4mkj1a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4mkj1a