Marcin Wrona: Tercet dla dwojga

Poniższy artykuł o filmie Darrena Aronfskiego otwiera cykl pt. “Sztuka latania”. Znaleźć będzie tu można teksty dotyczące filmów przedpremierowych, w większości obejrzanych przeze mnie na podkładach samolotów. Choć gapienie się w mały ekranik w oparciu fotela współpasażera, to może mało szlachetna, ba, wręcz bluźniercza forma oglądania filmów - cóż, potęga kina działa nawet w formacie mikro! (Za to, przynajmniej nie ściągam nowości, ani innych filmów, z sieci.) Nie będą to klasyczne recenzje krytyczne, raczej felietonowe formy rzemieślniczego komentarza… I, aby wyjątek ustanowił regułę, pierwszego filmu w tym cyklu wcale nie obejrzałem w samolocie.

Marcin Wrona: Tercet dla dwojga

19.01.2011 14:07

Na pokazie przedpremierowym na festiwalu w Toronto (wrzesień 2010) dostałem kiepskie miejsce, dosyć szybko o tym zapomniałem, bo po prostu film działa!

Pierwszą konstatacją było to, że to w sumie bardzo prosty film. Dramaturgicznie rozpisany w zasadzie na trzy wiodące postaci, plus dwa drugie plany. Jednak, tak naprawdę, kręgosłupem historii jest zmaganie się dwóch przeciwstawnych, wyniszczających się wzajemnie sił w głównej bohaterce granej przez Natalie Portman. To jest jej koncert, a raczej jej taniec ku przeistoczeniu. Rola, która urosła to rozbudowanej w treści psychologicznie, a jednocześnie subtelnie granej opery (baletu) o dojrzewaniu.

Drugi wniosek: to tak naprawdę bardziej europejski film. Bez amerykańskiego “wypasu”, mizdrzenia się do widza efektami specjalnymi, bez wybielonych zębów, bez solarium i lanserskich fryzurek i wdzianek, bez muzyki stępiającej małżowiny, komiksowej fabuły lasującej zwoje… Kamera pracuje “po europejsku”, bez tautologicznych telewizyjnych ustawień, mocno skupiająca się na rytmach dramaturgicznych i psychologii postaci. Zdjęcia w fakturze “brudne”, z widocznym ziarnem, bez reklamowej “landrynki” i szmirowatego światełka, jak NRDowskiego żurnala.

Owszem muzyka efektowna jest, ale immanentnie pochodząca z akcji w środowisku ludzi baletu. Gwiazdy owszem, ale fotografowane tak, że nawet polscy aktorzy nie chcieliby być tak pokazywani (Winona Ryder, Barbara Hershey!), bez retuszy, wręcz werystycznie. F/x owszem też, ale nie nachalnie, wręcz dyskretnie, i to w uzasadnionych psychologicznie momentach fantazji live. Wszystkie te środki nie służą tu lansowi techników i reżysera (zobaczcie nasze nowe amerykańskie zabawki!), tylko pomagają nam zbliżyć się do świata wewnętrznego głównej postaci, mimo, że wymagało to wprowadzenia kilku chropowatości. W tej poetyce subtelnego używania małych środków budujących wrażenie zagrożenia mistrzem jest Polański. Aronofsky w tym filmie jest mu bliski. Być może styl reżyserskiego rzemiosła, oraz offowy background reżysera, to główne powody, dla którego Aronofsky jest w USA wciąż postrzegany jako twórca independent, out of mainstream, out of big budgets‘ productions.

Trzeci wniosek taki, że najważniejszy tutaj element przykuwający uwagę widza, to scenariusz, praktycznie pozbawiony słabych punktów. Po raz kolejny potwierdza się, że napięcie dramaturgiczne musi wynikać z tekstu. Oczywiście podczas zdjęć można niektóre rzeczy wyciągnąć, to samo dotyczy montażu. Natomiast nigdy nie uratuje to poważnych błędów scenariuszowych. Taki przypadek nie dotyczył “Black Swan”.

Talent reżysera, pozwolił mu po raz kolejny zrobić zupełnie inny film, niż poprzednie. Powstał obraz międzygatunkowy, ryzykowny, wbrew klasyce i tak naprawdę wbrew komercji. Jednym z koproducentów jest systemowy Fox Searchlight Pictures, chwała im za to że zaryzykowali i chcieli zrobić inaczej.

Czwarty wniosek: ten film udowadnia, że siłą kina jest talent twórców, nie jakiś iluzoryczny system studyjny, czy star system. Oczywiście, nazwisko Natalie Portman znaczy juz wiele, ale oprócz niej mamy aktorów spoza mainstreamu, lub – podobnie jak w poprzednim filmie Mickey Rourke – chwilowo zapomnianych, jak Winona Ryder.

Sukcesem tego filmu i najważniejszym wnioskiem dla twórców, jest to, że taki film jak “Czarny łabędź” mógłby powstać nie tylko w Stanach. Kino jest czymś więcej niż Hollywood. To pocieszające!

Warty polecenia film, który, myślę polubią zarówno i fani kameralnych dramatów psychologicznych, i ci, od gatunkowych thrillerów, jak i tacy, co po prostu lubią dobrze zrobione kino, traktujące widza inteligentnie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)